Krzywoprzysiężca

Polska przestaje być krajem demokratycznym. Podpisując Lex Tusk, pan Andrzej Duda złamał swoją przysięgę na wierność Konstytucji w najbardziej jaskrawy, wręcz wyuzdany sposób w swojej dotychczasowej karierze. A pamiętajmy, że on już wcześniej wysoko postawił poprzeczkę. Od dziś w Polsce pan Andrzej Duda zasługuje wyłącznie na wieczystą hańbę i pogardę, a w przyszłości, mam nadzieję, na Trybunał Stanu.

Przy okazji rozwiały się chyba wszystkie nadzieje pana Andrzeja Dudy na jakieś istotne stanowiska międzynarodowe po zakończeniu kadencji. No, chyba że coś w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej się znajdzie, lub w Szanghajskiej Organizacji Współpracy.

Randomowy obrazek z internetów

A ty, Zosiu…

Moja mama, Mama Zosia, była redaktorem w Wydawnictwie Literackim. Brała dużo dodatkowej pracy do domu i siedziała nad nią do późna, choć jej się strasznie nie chciało. Zaganiała samą siebie do pracy frazą A ty, Zosiu, do książeczki!, co było cytatem z wiersza Marii Konopnickiej:

Zosia i jej mopsy

Nie wiem z jakiego przypadku
Wzięła Zosia mopsy w spadku.

Odtąd niema nic dla Zosi,
Tylko mopsy. To je nosi,
To je goni, to zabawia,
To je na dwóch łapkach stawia,
To przystroi oba pieski
W fontaź suty i niebieski.
To im niesie przysmak świeży,
A książeczka — w kącie leży.

Mama prosi, mama łaje…
Zosia nic… Jak tylko wstaje,
Zaraz w domu pełno pisku:
Mops umaczał nos w półmisku,
Mops Julkowi porwał grzankę,
Mops stłukł nową filiżankę,
Mops na łóżko skoczył taty,
Mops zjadł szynkę do herbaty.

Aż też mama rzekła: — basta!
I wysłała mopsy z miasta
W dużym koszu pełnym sieczki…
— A ty, Zosiu, do książeczki!

Moja mama jeszcze zanim ja się urodziłem. Potem to dopiero było!

Nocny agent

Nocny agent, serial Netflix, 2023.

Prokrastynując, obejrzałem całkiem świeży serial na Netfliksie. Młody agent FBI i specjalistka od bezpieczeństwa komputerowego (umie znaleźć coś w Googlu i bardzo szybko wypisuje komendy shella) ratują Amerykę przed kolejnym zagrażającym jej spiskiem. Fabuła jest nieskomplikowana, przewidywalna, z dziurami i naiwnościami, ale nie aż takimi, żeby wywoływały one wściekłość widza. Ale całość jest nawet całkiem dobrze zrobiona, więc jeśli ktoś poszukuje serialu nie silącego się na oryginalność fabularną czy artystyczną, pozwalającego na chwilę oderwać się od rzeczywistości, mogę polecić. W ostatniej scenie główni bohaterowie rozstają się, ale obiecują sobie znów się kiedyś spotkać, więc jest punkt wyjścia do ewentualnego drugiego sezonu.

Główny bohater wygląda trochę jak Jean-Claude Van Damme odmłodzony o 30 lat, główna bohaterka to trochę młodsza i ładniejsza wersja Meghan Markle, a ścigająca ich tyleż nieustępliwie, co nieskutecznie okrutna zabójczyni ma w uśmiechu coś z Heleny Bonham Carter. Zapewne w oczach twórców serialu taki dobór aktorów miał stanowić dodatkową wartość.

Misteria Paschalia, 4 kwietnia 2023

No cóż, spóźniłem się i nie dostałem biletów na dzisiejszy koncert, ale na następne już mam. Dzisiaj słuchałem przez radio.

Giovanni Battista Pergolesi, Stabat Mater, Rachel Redmond, Victoire Bunel, Le Poème Harmonique, dyr. Vincent Dumestre.

To jest wielka muzyka, ale dzisiejsze wykonanie zaledwie dobre. Oczywiście, inaczej słucha się w radio, inaczej naprawdę na żywo, siedząc na sali, wśród publiczności. Wtedy jest o wiele lepiej. Ale ja wciąż słyszę wykonanie doskonałe: Julia Lezhneva, Philippe Jaroussky, dyr. Diego Fasolis.

Wersja z YT i tak ustępuje nagraniu płytowemu (Erato, 2013). Dopiero tego trzeba posłuchać, i to na dobrym sprzęcie, żeby usłyszeć to mistrzostwo. Ja wiem, to jest nagranie studyjne, materiał nagrywany wielokrotnie, na wielu kanałach, a potem inżynier dźwięku montuje to pracowicie z dokładnością do ułamków sekundy. Ale ten efekt! Idealna synchronizacja głosów i orkiestry. A głosy – Jaroussky śpiewa nisko, momentami brzmi niemalże jak ciepły tenor. Do tego przenikliwy, czysty, ostry jak brzytwa głos Lezhniewej. Całość niesamowita, powalająca!

Ciekawostka: na filmie z YT proszę zwrócić uwagę na szaliczki solistów. Chodzi nie tylko o to, aby się nie przeziębić, ale by wręcz nie oziębić gardeł, a raczej krtani, bo nie rozgrzane nie będą dobrze brzmiały.

Arybiskupia statystyka

Reportaż Marcina Gutowskiego Franciszkańska 3 i książka Ekke Overbeeka Maxima Culpa dowodzą, że Karol Wojtyła jako arcybiskup metropolita krakowski zajmował się sprawami czterech księży-pedofilów, przy czym o jednym z nich, ks. Sadusiu – tym, którego kard. Wojtyła wysłał do Austrii, zatajając przez kard. Königiem prawdziwy powód zsyłki – nie można z całą pewnością powiedzieć, że był pedofilem. Nie ma wątpliwości, że ks. Saduś był homoseksualistą, który uwodził czy też molestował młodych chłopaków. Ale co to jest młody chłopak? Być może wszystkie ofiary Sadusia przekroczyły obowiązujący w Polsce wiek zgody (15 lat), a nawet wiek zgody wedle obowiązującego wówczas Kodeksu Kanonicznego (16 lat), co by czyniło z Sadusia typka odrażającego, ale nie pedofila w sensie prawnym. Ale pozostała trójka bez wątpliwości była drapieżnymi pedofilami, a kard. Wojtyła radził sobie z nimi tak, jak chyba wszyscy inni biskupi w tamtych czasach, czyli nie radził sobie w ogóle. Właściwie chodziło wyłącznie o ochronę Kościoła przed skandalem, kary, jeśli były wymierzane, były łagodne, kard. Wojtyła, ufając księżom obiecującym poprawę, przenosił ich do innych placówek, gdzie łamiąc dane obietnice mogli kontynuować swój proceder, a o krzywdę i cierpienie ofiar zupełnie nikt się nie troszczył.

Wszystkie ujawnione przypadki pochodzą z materiałów SB, zresztą nie zbieranych przeciwko Wojtyle, ale do szantażowania tych właśnie księży. Duszący się własną hipokryzją PiS grzmi, że materiały przeciwko Wojtyle pochodzą z ubeckich teczek, a więc są niewiarygodne. A na czymże innym opierał się Macierewicz tworzący w 1992 swoją słynną listę lub PiS szkalujący Wałęsę!? Wtedy ubeckie teczki były w porządku (z dokładnością do lojalki Jarosława Kaczyńskiego, która, jako jedyna, została sfałszowana). Materiały o księżach-pedofilach, z którymi miał do czynienia abp Wojtyła, pozostają dziś w zasobach IPN. IPN od lat jest całkowicie kontrolowany przez PiS, niektórzy więc spekulują, że bez zgody władz PiS materiały te nie zostałyby ujawnione dziennikarzom. To PiS, dzisiaj semper fidelis, ogłaszający się największym obrońcą czci papieża JPII, tak naprawdę doprowadził do ujawnienia kompromitujących informacji na jego temat, żeby podzielić i spolaryzować społeczeństwo, ułatwiając sobie grę wyborczą. To byłoby bardzo w duchu PiS, tej obłudnej, zakłamanej i jednej z najbardziej szkodliwych formacji politycznych w całych dziejach Polski.

Mniejsza jednak o to. W całej archidiecezji krakowskiej pracuje ~2000 księży, więc gdyby przyjąć statystyki amerykańskie, ok. 4%, może nieco więcej, duchownych dopuszczało się różnej rangi przestępstw seksualnych wobec nieletnich i powinniśmy się spodziewać ~80 sprawców. A mamy czterech. 20 razy mniej. Gdyby kard. Wojtyła podczas swojej kariery metropolity zetknął się tylko z czterema księżmi-pedofilami, zaledwie 2‰ księży podlegających jego jurysdykcji, jako papież JPII mógł przypuszczać, że tacy przestępcy zdarzają się naprawę rzadko. Bo że się zdarzają, bez wątpienia wiedział. Ale ilu ich było? Ze sprawami ilu pedofilów kard. Wojtyła mógł się zetknąć jako metropolita? Jakiej skali problemu mógł się spodziewać, gdy obejmował władzę nad całym Kościołem?

Niektórzy sprawcy mogli się dobrze kryć, inni wykorzystywali fakt, że ofiary wstydziły się mówić o doznanych krzywdach lub też ich rodziny, pozostając w klerykalnym szacunku wobec księdza, wręcz im tego zabraniały. To, że poznane materiały pochodzą z materiałów SB, może świadczyć tak o tym, że ich obecni dysponenci zdecydowali się ujawnić tylko te, jak i o tym, że SB nie wiedziało o wielu więcej przestępcach: SB bardzo dokładnie starało się inwigilować księży i taki smaczny kąsek, jak pedofilia, zwłaszcza homoseksualna, na pewno zostałby odnotowany w teczce księdza. No, ale bardzo dużo materiałów SB zostało bezpowrotnie zniszczonych na przełomie 1989/90. Tak więc nie wiemy nawet tego, ilu księży-pedofilów z archidiecezji krakowskiej odnotowała SB, tym bardziej zaś, o ilu z nich wiedział kard. Wojtyła. Nie wiemy i być może nigdy się tego nie dowiemy z bezpośrednich źródeł.

Materiały z postępowań kanonicznych przeciwko występnym księżom, jeśli do nich dochodziło, pozostają tajne i niedostępne dla badaczy.

Żeby więc zorientować się, ile wiedział abp. Wojtyła, trzeba by przeprowadzić drobiazgową kwerendę, podobną do tej, jaka pokazana jest w filmie Spotlight. Przeanalizować rokroczne spisy księży archidiecezji z czasów, gdy metropolitą był kard. Wojtyła i wyłapać tych, którzy dziwnie często zmieniali parafie lub też z niewytłumaczalnych powodów pozostawali bez przydziału. A potem spróbować prześledzić losy tych konkretnych księży, postarać się odszukać świadków, może ktoś coś wie, coś pamięta. Oczywiście w niektórych przypadkach okaże się, że ksiądz był zwyczajnie kłótliwy, był alkoholikiem lub malwersantem i dlatego był przenoszony z miejsca na miejsce, albo ciężko chorował i dlatego był bez przydziału, ale na pewno dałoby się wykryć takich, których arcybiskup próbował, w pewnym sensie, ukryć, a na pewno oderwać od dotychczasowego środowiska. No i co z nimi? To mogłoby dać pewne oszacowanie, ile kard. Wojtyła znał takich przypadków ze swojej diecezji.

Ale obecnie tego chyba nie da się zrobić. Abp Marek Jędraszewski postanowił utajnić wszystkie akta personalne księży i chyba te doroczne spisy też.

Jak mówi prawica, gdy ktoś nie ma niczego do ukrycia, to niczego nie ukrywa.

Obłąkana teoria spiskowa

Niedawno zetknąłem się z prawdziwie obłąkaną teorią spiskową. Nie śledzę prawackich mediów ani grupek w social mediach, więc nie wykluczam, że ona tam od dawna istnieje. Dla mnie była całkowitą nowością.

Chodzi o aferę taśmową. Oczywiście nie był to żaden domorosły „spisek kelnerów”, tylko większa, organizowana z zewnątrz operacja, mająca na celu obalenie ówczesnego rządu. Ale nie organizowana przez Rosję, gdyż po co Ruscy mieliby obalać rząd, który [gave them oral pleasure, tylko powiedziane bardziej wulgarnie] na zlecenie Niemiec?! Któż więc tę aferę, mimo licznych poszlak wskazujących na Rosjan, naprawdę zorganizował? Stany Zjednoczone! Ameryka bowiem doszła do wniosku, że współpraca niemiecko-rosyjska zbyt dobrze się rozwija, zagraża amerykańskiej hegemonii, postanowili więc uderzyć w najsłabsze ogniwo i zastąpić niemieckich agentów rządzących w Polsce agentami amerykańskimi.

No i wszystko jasne.

Muszę przyznać, że mowę mi odebrało i nie znalazłem żadnej dobrej odpowiedzi. Ale tak mnie to zafrapowało, że przez jakiś czas o tym myślałem i w końcu wpadłem na moją własną obłąkaną kontr-teorię spiskową.

Kluczowe jest pytanie, czemu Rosjanie mieliby obalać Tuska. Otóż dlatego, że Tusk odmówił Rosji uczestnictwa w rozbiorze Ukrainy. Nie ma raczej wątpliwości, że propozycja taka padła i zapewne była ponawiana, a Tusk odmówił, co zapewne spowolniło plany Rosji. I dlatego trzeba go było ukarać. Skompromitować, odebrać mu władzę i oddać ją PiSowi, który, przy całej swojej werbalnej antyrosyjskości, jest pod względem wyznawanych wartości znacznie bliższy Rosji: anty-nowoczesny, kreujący się na obrońcę „tradycyjnych wartości”, a przede wszystkim anty-Zachodni i anty-unijny. A silna, zjednoczona Unia Europejska jest solą w oku Putina. Rosjanie postarali się więc o nagrania kompromitujące ważne figury z rządu Platformy i przekazali je PiSowi, który przyjął je bez obrzydzenia i wykorzystał, jak wykorzystał.

Jak dotąd, całkiem spokojnie.

Jest jednak coś więcej i tu zaczyna się prawdziwy obłęd. O ile bowiem Tusk odmówił udziału w rozbiorze Ukrainy, o tyle Rosjanie mogli sądzić, że Kaczyński – niekoniecznie. PiS jest mocno wspierany przez środowiska „kresowe”, nacjonalistyczne i antyukraińskie, w PiS i okolicach umieszczonych jest wielu rosyjskich agentów wpływu. A gdyby polska flaga zaczęła powiewać nad Lwowem, choćby „ochranianym” przez Wojsko Polskie w ramach misji pokojowej NATO, ewentualnie jeszcze jakiegoś szerszego układu międzynarodowego, ale takiej misji, która będzie w stanie także się obronić, która będzie dążyła do pokoju, do udzielenia pomocy humanitarnej, ale jednocześnie będzie też osłonięta przez odpowiednie siły, siły zbrojne, to ktoś na Kremlu mógł dojść do wniosku, że ten, kto by tego dokonał, zbudowałby sobie w Polsce pomnik trwalszy niż ze spiżu. I że Kaczyński mógłby dać się na to złapać. Co prawda jednocześnie fundując Polsce coś w rodzaju Ulsteru lub Algierii, ale to tym lepiej z rosyjskiego punktu widzenia.

Obłęd?

Drugi problem Sikorskiego

Radosław Sikorski w ostatnich tygodniach podjął swego rodzaju ofensywę medialną. Wpisy w mediach społecznościowych, wywiady z nim w jednych mediach tradycyjnych, artykuły o nim w innych. Częściowo była to reakcja na jego pierwszy problem, uwagę o możliwym „zawahaniu się” rządu PiS w pierwszych dniach wojny Rosji z Ukrainą. Jednak moim zdaniem bardziej szkodliwa dla wizerunku Sikorskiego jest jego współpraca ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi.

Otóż kilka dni temu pewien holenderski dziennik napisał, że Radosław Sikorski od kilku lat bierze prawie sto tysięcy dolarów rocznie od ZEA. Formalnie za zasiadanie w radzie programowej jakiejś konferencji organizowanej cyklicznie przez ZEA, faktycznie – za działania na rzecz ocieplenia wizerunku tego państwa na arenie międzynarodowej.

No i się zaczęło! Prasa zaczęła oskarżać Sikorskiego, że zatajał tę współpracę, dochody ukrywał, a w głosowaniach w Parlamencie Europejskim był przychylny dla ZEA. Zrównywano go z osobami zamieszanymi w ostatni skandal korupcyjny w PE, gdzie kilkoro europarlamentarzystów faktycznie brało pod stołem duże pieniądze od innego kraju Zatoki Perskiej, a także od Maroka. Nic podobnego, ripostował Sikorski: współpracę z ZEA oficjalnie zgłaszał, uzyskiwane stamtąd dochody ujawniał i płacił od nich podatki (w Polsce), nigdy też w przedmiotowych sprawach nie głosował wbrew stanowisku swojej grupy europarlamentarnej. Sikorski ma rację. Nie ma podstaw, by oskarżać go o korupcję czy ukrywanie dochodów. Czyli co, nie ma sprawy?

Niestety, sprawa jest. Tylko że nie kryminalna, ale moralna. Czemu, do jasnej cholery, Radosław Sikorski w ogóle tę robotę wziął?!

Zjednoczone Emiraty Arabskie to federacja kilku absolutystycznych monarchii w Zatoce Perskiej. Nie ma tam demokracji, wyborów, wolności słowa, stosowane jest prawo szariatu, protestujący są aresztowani, bici i prześladowani, prawa człowieka w naszym rozumieniu, tolerancja, praktycznie nie istnieją. Słowem, wartości praktykowane w ZEA są bardzo dalekie od tego, co uznajemy za podstawę w Unii Europejskiej.

Każde państwo, w tym ZEA, ma prawo o zabieganie o poprawę swojego wizerunku w świecie – Emiratom zapewne chodzi o przyciągnięcie bogatych inwestorów i turystów – tylko czy powinien się w to angażować czynny polityk europejski, ze wspólnoty promującej wartości bardzo odległe od tego, co w polityce wewnętrznej robią Emiraty? Moim zdaniem, nie powinien. To, że w innych krajach, w tym w leżącej po sąsiedzku, jeszcze bogatszej i potężniejszej Arabii Saudyjskiej, jest pod tym względem jeszcze gorzej, nie stanowi żadnego usprawiedliwienia.

Porównajmy to z taką sytuacją: Każdy oskarżony ma prawo do obrony, w tym prawo do pomocy adwokata. Każdy oskarżony, a więc jakiś brutalny mafioso też. Tylko że adwokat, o którym wiadomo, że zarobił – legalnie! – duże pieniądze na obronie brutalnych mafiosów, nie powinien jednocześnie pozować na obrońcę praw człowieka czy zagrożonych gatunków. Nic tego nie zakazuje, ale odebrano by to jako zgrzyt. Tak, jak zgrzytem jest zestawienie aktywności Sikorskiego jako obrońcy praw człowieka i praworządności w Unii Europejskiej ze współpracą z krajem, który te same prawa człowieka ma za nic.

Mówiąc szczerze sądzę, że skoro nie dało się Sikorskiego wrobić w sprawę kryminalną, w Polsce szybko się o tej historii zapomni. Nie sądzę, aby w naszym kraju jakiejś dużej grupie wyborców przeszkadzała współpraca Sikorskiego z ZEA. Natomiast Radosław Sikorski zamknął sobie drogę do jakichś eksponowanych stanowisk międzynarodowych, jeśli do takowych aspirował.

Coście uczynili

Aferą ostatnich dni jest Willa+ – program, w ramach którego minister Czarnek z Lublina, ze środków przeznaczonych na edukację, rozdał 40 milionów zaprzyjaźnionym fundacjom i organizacjom pozarządowym na zakup lub remont nieruchomości. Rekordzista dostał 5 mln na zakup rozległej willi w najdroższej dzielnicy Warszawy, ktoś inny ponad 2 mln na dwuhektarową posiadłość z willą, prywatnym lasem i domkiem pszczelarza. Teoretycznie każdy mógł złożyć wniosek, ale tak się składa, że dostały tylko organizacje założone przez członków PiS oraz trochę organizacji kościelnych. Wielu beneficjentów, w tym ci najhojniej obdarowani, nie ma nic wspólnego z działalnością edukacyjną i w ogóle nie bardzo wiadomo, czym się zajmują. Nawet powołana przez Czarnka komisja konkursowa negatywnie oceniła część z tych wniosków, ale Czarnek przyznał środki wbrew opinii swojej własnej komisji. Mam nadzieję, że Czarnek z Lublina pójdzie za to siedzieć – za niegospodarność.

Opozycyjne media komentują, że jest to typowe uwłaszczanie nomenklatury, tym razem PiSowskiej. Tak, jak najbardziej tak. Obrzydliwe wyłudzanie wielomilionowych dotacji przez PiSowskie pasożyty.

W TVNie biadają, że o środki znacznie skromniejsze występowały organizacje, które naprawdę prowadzą działalność edukacyjną, na którą państwo skąpi, choć nie powinno, takie jak fundacje zajmujące się dziećmi ze spektrum autyzmu czy z porażeniem mózgowym, a nawet Polski Związek Niewidomych. No i nikt z nich nic nie dostał, środki popłynęły za to do fundacji Polska Wielki Projekt (willa na Mokotowie), fundacji Dumni z Elbląga (domek pszczelarza) czy fundacji założonej przez ministra Michała Dworczyka (luksusowa siedziba w Katowicach). A dla organizacji zajmujących się kształceniem niepełnosprawnych dzieci – nic.

I nagle mnie olśniło: Czarnek z Lublina to twardy nacjonalista. Reprezentuje drugą, po bezideowych karierowiczach, najliczniejszą grupę wśród działaczy PiS; w elektoracie PiS jest to zapewne grupa najważniejsza. Otóż dla oszalałych nacjonalistów chorzy i upośledzeni są bezwartościowi. Najlepiej byłoby ich gdzieś ukryć, schować, a na pewno nie warto dbać o poprawę ich losu. Czarnek z Lublina i jego ideowi pobratymcy nie idą tak daleko, jak naziści, którzy w imię eugeniki uśmiercali niepełnosprawnych, ale przeznaczanie państwowych środków na edukację niepełnosprawnych dzieci i opiekę nad nimi w oczach Czarnka byłoby czystym marnotrawstwem.

Lekceważący, wręcz pogardliwy stosunek do niepełnosprawnych było w PiSie widać od dawna. Myślałem, że wynika to jedynie z tego, że PiS uznał, że dbając o niepełnosprawnych, nie przysporzy sobie wielu głosów. Dziś jednak zrozumiałem, że za tą pogardą stoi poważna przesłanka ideowa: nacjonalizm. Nacjonaliści trochę się kalek brzydzą, trochę się ich irracjonalnie boją, a na pewno uważają ich za bezwartościowych, wręcz za obciążenie, z punktu widzenia rozrostu Narodu.

Czarnkowi z Lublina, który ostentacyjnie obnosi się ze swoim katolicyzmem, a nawet ma czelność porównywać się do kard. Wyszyńskiego, przypomnę słowa Jezusa:

Wszystko, coście uczynili jednemu z tych moich braci najmniejszych, mnieście uczynili (Mt 25:40).

Niestety, w polskim katolicyzmie chrześcijaństwo słabo się zakorzeniło.

Informacja, że Czarnek z Lublina, choć rozdał 40 milionów na wille dla swojaków, jednocześnie obciął fundusze na wykupienie dostępu do zagranicznych publikacji naukowych, bez których uprawianie nauki jest niemalże niemożliwe, to już tylko wisienka na torcie.

Gościówa

Podobno sporo osób ma jakąś drobnostkę, która ich w sposób niezrozumiały, ponad wszelką miarę irytuje. Dla mnie czymś takim jest słowo gościni. Boże, jak ja nie znoszę tego słowa!

Nie mam nic przeciwko feminatywom, prezydentkom, naukowczyniom, chirurżkom czy kierowczyniom. Mnie jedynie drażni to konkretne słowo, gościni.

Ze smutkiem przyznaję, że to słowo uznawane jest za poprawne i że występuje w Słowniku Warszawskim – ale chyba tylko tam. W dodatku jako druga forma żeńska rzeczownika gość; pierwszą formą jest gościa, która nie budzi we mnie żadnego sprzeciwu, ba, wydaje mi się ładna. W języku rosyjskim mamy słowo гостья, określające gościa-kobietę. Być może komuś wydało się, że tworząc ten pokraczny neologizm, gościni, uniknie rusycyzmu, jakim rzekomo byłaby gościa, podczas gdy gościa istniała w polszczyźnie od dawna, nie była naleciałością z czasów zaborów.

W języku polskim istnieją liczne rzeczowniki rodzaju żeńskiego z końcówkami -ini, -yni. Mistrzyni, zdobywczyni, zwyciężczyni, łowczyni, naukowczyni, morderczyni, kniahini, bogini. Czemu więc nie gościni? Bo rzeczowniki rodzaju męskiego, od których utworzono powyższe formy żeńskie, mają inne formy, tymczasem wyraz gość ma budowę taką, jak znane rzeczowniki rodzaju żeńskiego: kość, złość, miłość i wiele podobnych. Siłowe, bezmyślne utworzenie formy żeńskiej od rzeczownika, który sam z siebie brzmi jakby był rodzaju żeńskiego, budzi mój sprzeciw.

Rzeczownik gość oznacza też faceta, bliżej nieokreślonego mężczyznę. Gdy byłem chłopcem, w okolicach mojego podwórka funkcjonował żeński odpowiednik gościa w tym znaczeniu: gościówa.

To słowo wydaje mi się tysiąc razy zgrabniejsze od katastrofalnej gościni.

POrąbani idioci

Opozycja, z wyjątkiem grupki PL2050, właśnie wstrzymała się od głosu i pozwoliła PiSowi uchwalić niekonstytucyjną nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, rzekomo służącą do odblokowania pieniędzy z KPO.

Za było 203 posłów z PiS, przeciw 52 od pana Zbyszka, Konfederacji i PL2050, 189 osób się wstrzymało od głosu. Gdyby opozycja głosowała przeciw, nowelizacja by nie przeszła.

Borys Budka i mnóstwo innych posłów PO, którzy od kilku dni biegali po mediach i krzyczeli, że rząd, skoro nie ma w Sejmie większości dla uchwalenia tej ustawy, powinien się podać do dymisji, właśnie wyszli na błaznów. Oto bowiem rząd ma większość, dzięki kunktatorstwu opozycji.

Można teraz dywagować, czy opozycja szczerze chciałaby jak najszybciej obalić rząd PiS, czy też może wygodnie się czuje w roli nie biorącej za nic odpowiedzialności opozycji. A Polska? Co tam Polska…

Co ważniejsze, choć ustawa jest w sposób oczywisty niekonstytucyjna, opozycja się jej nie sprzeciwiła. Sprzeciw to sprzeciw, nie uchylanie się od zajęcia stanowiska. Jak teraz opozycja będzie mogła piętnować inne niekonstytucyjne ustawy PiSu? Jak będzie się tłumaczyć, że choć mogła zablokować szkodliwą ustawę, a może wręcz doprowadzić do dymisji szkodliwego rządu, to tego nie zrobiła? Jak będzie się tłumaczyć, że sprzedała konstytucyjne zasady za srebrniki?

Senat oczywiście ustawę poprawi, ale poprawki zostaną odrzucone w Sejmie, bo PiS nie będzie do tego potrzebował głosów opozycji. Ludzie pana Zbyszka i zapewne Konfa zagłosują za odrzuceniem poprawek, bo ustawa w wersji PiSowskiej to dla nich będzie mniejsze zło. Czy idioci z opozycji tego nie widzą?!

Duda podpisze, ustawa wejdzie w życie i teraz pytanie, co zrobi Komisja Europejska.

Jeśli KE uzna, że ustawa przywraca w Polsce jakieś elementy praworządności, odblokuje pieniądze, a wtedy PiS będzie tryumfował i puszył się, jak skutecznie potrafi dyskutować z KE. Natomiast PiS ze środków z KPO zrobi sobie swój fundusz wyborczy, trochę ukradnie, a resztę zmarnuje. Polska i opozycja g… będą z tego miały.

Jeśli KE pieniędzy nie odblokuje, jeszcze głośniejsza stanie się narracja PiSu, że UE jest Polsce nieprzychylna, wręcz wrogo nastawiona. To wśród elektoratu wahającego się, labilnego, wzmocni nastroje antyeuropejskie, czyli propisowskie, osłabi proeuropejskie, czyli antypisowskie.

Zapytam jeszcze raz: Czy idioci z opozycji tego wszystkiego nie widzą?!

Może się okazać, że dzisiejsze głosowanie zapewniło PiSowi trzecią kadencję. Ręce opadają.