Traktat dataistyczny

Nauka o danych, data science, staje się ważniejsza od tradycyjnej informatyki – tak przynajmniej niektórzy twierdzą. Na tej bazie powstał nawet nowy ruch filozoficzny, dataism, twierdzący, że najwyższą wartością jest przepływ informacji. Prorokiem tego ruchu jest izraelski historyk Yuval Noah Harari. Pisał on:

The universe consists of data flows, and the value of any phenomenon or entity is determined by its contribution to data processing.
Yuval Noah Harari, Homo Deus. Krótka historia jutra, 2016

Gdy tylko poznałem ten cytat, natychmiast skojarzył mi się z najsłynniejszym tekstem Wittgensteina:

1. Świat jest wszystkim, co jest faktem.
2. To, co jest faktem – fakt – jest istnieniem stanów rzeczy.

Ludwig Wittgenstein, Traktat logiczno-filozoficzny, 1922

Oczywiście związki (i różnice) pomiędzy Wittgensteinem a Hararim były już dyskutowane – patrz na przykład pierwszy link wyrzucany przez wyszukiwarkę – mnie jednak uderzyła dzieląca ich różnica w postrzeganiu świata. Świat Wittgensteina jest statyczny, jest zbiorem ustalonych faktów odzwierciedlających stany rzeczy. Faktów co prawda przybywa, ale gdy już raz zaistniały, to są. Możemy je oglądać, badać, zastanawiać się nad nimi, ale one same trwają, niezmienne. U Harariego jest zupełnie inaczej: nie ma niczego trwałego, są jedynie przepływy.

Wydaje mi się to bardzo głęboką zmianą w obrazie świata.

Fizyka jest Wittgensteinowska, gdyż świetnie radząc sobie z opisem stanów, ma kłopoty z opisem procesów (tam, gdzie to w ogóle robi, ucieka się do podawania ciągu stanów pośrednich, nawet jeśli są one konstruktem całkowicie abstrakcyjnym – można tak powiedzieć i o procesach kwazistatycznych w termodynamice, i o interpretacji grafów Feynmana w kwantowej teorii pola, i o całkach po trajektoriach, i o bądź czym jeszcze). Data science, niejako z definicji, opiera się na przepływach informacji, ale to samo można by powiedzieć o współczesnej biologii (przepływy informacji i energii; tu dotykamy podstaw termodynamiki, gdzie pokazuje się, że przepływ informacji może być źródłem przepływu energii), a także psychologii.

Ha, wychodzi na to, że fizyka jest przestarzała! Ale ja i tak cenię Wittgensteina, a Harariego nie bardzo, choć obserwacja, iż świat opiera się na przepływach informacji, jest odkrywcza, nawet jeśli jest tylko uogólnieniem tego, co już wiemy z termodynamiki.

By Title etc. uncopyrightable; layout by Harcourt Brace. - Wittgenstein, Tractatus Logico-Philosophicus, New York: Harcourt, Brace, 1922. (via Google books), Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=11830531

NATO i warunek konieczny

Donald Trump, który – jeśli nie powstrzyma go amerykański Sąd Najwyższy, na co się zresztą nie zanosi – prawie na pewno wróci na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, nigdy nie był entuzjastą NATO. W czasie swojej poprzedniej kadencji kwestionował dalszy sens istnienia Sojuszu, ostatnio zaś na wiecu wyborczym powiedział:

Jeden z prezydentów dużego kraju zapytał mnie: „no cóż, proszę pana, jeśli nie zapłacimy i zostaniemy zaatakowani przez Rosję, czy będzie pan nas chronił?” Odpowiedziałem: „Nie, nie będę was chronił. Właściwie zachęcałbym ich [Rosję], żeby zrobili z wami, co chcą. Musisz zapłacić.”

Chodzi o to, że kraje NATO zobowiązały się rocznie przeznaczać co najmniej 2% swojego PKB na obronność, ale większość tego nie robi. W szczególności nie robią tego bogate kraje Europy Zachodniej. Zapewne po upadku ZSRR przestały odczuwać bezpośrednie zagrożenie militarne i konsumują dywidendę pokojową, co jest jakoś tam zrozumiałe, ale równie zrozumiała jest irytacja Stanów Zjednoczonych na to, że te kraje, czując się bezpieczne pod amerykańskim parasolem, zbyt mało dokładają do wspólnego bezpieczeństwa.

Jednak takie relatywizowanie amerykańskiej pomocy obronnej jest bardzo niebezpieczne. Gdy Biden, jak jego poprzednicy, nieważne, czy zirytowany postawą Europejczyków, czy nie, twardo zapowiada, że Stany będą bronić każdego centymetra kwadratowego (every inch) NATOwskiego terytorium, sytuacja dla potencjalnych agresorów – a właściwie dla jedynego potencjalnego agresora – jest jasna: jeśli kogoś zaatakują, będą musieli się zmierzyć z całą NATOwską potęgą. Ale jeśli odpowiedź USA staje się warunkowa, uzależniona od jakichś innych czynników, agresor może wpaść na pomysł, żeby tę odpowiedź przetestować: na przykład, wjechać czołgami kilka kilometrów w głąb terytorium NATO i coś tam ostrzelać – ot, taki niewielki incydent, na który ewentualna odpowiedź też byłaby niewielka i rzecz dałoby się zażegnać na drodze dyplomatycznej. Lecz gdyby USA nie zareagowały militarnie, to kto wie, co by się dalej stało.

Relatywizowanie amerykańskiego wsparcia wojskowego mogłoby być niekorzystne dla samych Stanów. Gdyby bowiem okazało się, że USA mogą porzucić swoich sojuszników, wiele państw gotowe byłoby pomyśleć, że skoro Stany nie są bezwarunkowym obrońcą, to może nie warto się ich tak kurczowo trzymać. W końcu Chińczycy to też ludzie… Ale tego ani Trump, ani jego wyborcy nie ogarną.

Wróćmy jednak do słów Trumpa. Polska wydaje na obronność znacznie więcej, niż 2% PKB, spełnia więc „warunek Trumpa”. Co więcej, z punktu widzenia USA nasze wydatki są atrakcyjne, w znacznej części bowiem dotyczą zakupów amerykańskiego uzbrojenia: czołgów, samolotów, HIMARSów, systemów Patriot. Polscy politycy, zwłaszcza ci zapatrzeni w Trumpa, uważają, że jesteśmy bezpieczni.

Nas to nie dotyczy,

powiedział wczoraj o słowach Donalda Trumpa Andrzej Duda.

Obawiam się, że wcale nie jest tak dobrze. Trump mówiąc „jeśli nie płacicie, to nie będziemy was bronić”, sformułował jedynie warunek konieczny: musicie pokrywać swoje zobowiązania obronne, bo jeśli nie, to nie przyjdziemy wam z pomocą. Niestety, z tego nie wynika, że „płacenie” jest warunkiem wystarczającym. Trump nie powiedział „jeśli będziecie płacić, to was obronimy”. Naiwne rozumowanie, że ze zdania jeśli ~p, to ~b wynika jeśli p, to b, jest błędem logicznym. Gdy zapowiedź obrony każdego centymetra kwadratowego terytorium NATO przestanie być amerykańskim zobowiązaniem bezwarunkowym, różne scenariusze zaczynają być możliwe.

Mogę sobie, niestety, wyobrazić, że Rosja w przypływie szaleństwa atakuje kraje bałtyckie, a rządzone przez Trumpa USA znajdują jakiś pretekst, żeby im nie udzielić natychmiastowej pomocy wojskowej. Jednak Polska, honorowa Polska, wypełnia swoje zobowiązania sojusznicze i wysyła wojsko na Litwę, gdzie bierze ono udział w walce z armią rosyjską. A wtedy Rosja bombarduje nam Warszawę i Kraków, żeby pokazać, kto tu rządzi, a jeszcze Białystok, bo blisko i Rzeszów z jego infrastrukturą lotniczą. My się domagamy amerykańskiej pomocy, a przynajmniej uderzenia odwetowego, a Trump na to, że to przecież Polacy pierwsi zaatakowali Rosjan, więc o co chodzi? Oczywiście Stany potępiłyby Rosję w najostrzejszych słowach, a u nas, powiedzmy, rozwinęły sieć szpitali polowych – i to wszystko.

Niemożliwe? Sam rosyjski pełnoskalowy atak na kraje bałtyckie wydaje mi się bardzo mało prawdopodobny, ale gdyby – Boże, uchowaj! – do niego doszło, powyższy scenariusz mógłby się spełnić.

Bardziej, niż na rządzone przez Donalda Trumpa Stany, liczyłbym w takiej sytuacji na pomoc krajów europejskich, Finlandii i Szwecji, także Niemiec i Wielkiej Brytanii. Z czego wynika, że, po pierwsze, Europa powinna rozwijać swoje, niezależne od Ameryki zdolności obronne, a po drugie, jeśli mielibyśmy liczyć na europejską pomoc, musieliby nas w tej Europie lubić i cenić. Uważać, że Europa z bezpieczną Polską jest lepsza, niż bez niej. A tu mamy pewien problem.

***

Co najmniej 2% PKB na potrzeby obronne wydaje obecnie 11 z 31 członków NATO: Oczywiście USA, dalej grupa krajów potencjalnie obawiających się zagrożenia ze strony Rosji: Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Finlandia i Rumunia, a także Węgry, Grecja, Słowacja i Wielka Brytania. Sekretarz Generalny NATO, Jens Stoltenberg, spodziewa się, że w 2024 już 18 krajów wypełni swoje zobowiązania.

Wysokie loty Pegasusa

Podobno kierownictwo PiS jest przerażone krążącą listą polityków PiS inwigilowanych przez Kamińskiego i Wąsika za pomocą Pegasusa.

Nie mam żadnych, ale to żadnych wątpliwości, że Kamiński, Wąsik i podległe im służby zbierali haki na swoich partyjnych „kolegów”. Czy robili to za pomocą Pegasusa, nie wiem, ale nie wykluczam. Wiadomo jednak, że kontrolowanie, wymuszanie lojalności za pomocą haków należy do ulubionych narzędzi politycznych Jarosława Kaczyńskiego, Mariusz Kamiński zaś jest mu ślepo posłuszny i zrobiłby wszystko, aby Kaczyńskiego zadowolić.

Przypominam, że gdy wybuchła afera maili Dworczyka, tłumaczono, iż Morawiecki, Dworczyk i ich współpracownicy posługiwali się prywatną pocztą elektroniczną, nie zaś bezpieczną pocztą rządową, bo do tej ostatniej Kamiński Wąsik mieli bezpośredni dostęp, Morawiecki zaś nie chciał, aby przełożeni CBA czytali jego korespondencję.

Gdyby miało się potwierdzić, a choćby tylko uprawdopodobnić, że Kamiński i Wąsik inwigilowali wyższych PiSowców, może to rozsadzić tę partię od środka, a już na pewno uniemożliwi to kreowanie byłych szefów CBA na czempionów wolności, walczących ze zbrodniczym reżimem Tuska. Kaczyński w tej sytuacji zrzuci Kamińskiego i Wąsika z sań, powie, że oni tak sami z siebie inwigilowali, a on, Kaczyński, nic o tym nie wiedział. Kamiński i Wąsik pewnie chcieli dobrze i wydawało im się, że tropiąc możliwe nielojalności wewnątrz PiS, służą państwu, ale przesadzili i jakieś konsekwencje będą musieli ponieść, powie Kaczyński. Będzie to jedynie damage control, do czego Kaczyński ucieknie się dopiero gdy nie będzie miał absolutnie żadnego innego wyjścia.

Na razie kierownictwo PiS zapewne ogłosi, że Kamiński i Wąsik nikogo w PiSie nie inwigilowali, że są to jedynie kalumnie i bezpodstawne oskarżenia rzucane na tych kryształowo uczciwych patriotów przez zaprzańców spod znaku 13 grudnia. Ale to nie rozwieje wątpliwości nawet w samym PiSie.

Rzecz przy tym może być znacznie grubsza: Gdyby okazało się, że Kamiński i Wąsik za pomocą Pegasusa inwigilowali Andrzeja Dudę lub Mateusza Morawieckiego, urzędujących prezydenta i premiera, należy Kamińskiego i Wąsika oskarżyć o zdradę stanu i szpiegostwo, jako że wszystkie informacje zdobyte przez Pegasusa automatycznie lądują na izraelskich serwerach. Andrzej Duda tym razem nie skorzysta z prawa łaski i panowie spędzą długie lata w więzieniu. Duda jest bardzo wrażliwy na swoim punkcie, więc jeśli dojdzie do wniosku, że Kamiński i Wąsik założyli mu Pegasusa, okazując w ten sposób skrajny brak lojalności, to Kancelaria Prezydenta sama doniesie na nich do prokuratury. Kaczyński wywinie się prawnie, ale politycznie na pewno mocno ucierpi