Jestem przerażony wyuzdanym okrucieństwem Hamasu, zaślepieniem Izraela, cierpieniem mieszkańców Strefy Gazy, brakiem jakichkolwiek perspektyw na wyjście z obecnej sytuacji, możliwością eskalacji konfliktu na cały Bliski Wschód, a może i dalej.
Hamas to zbrodnicza organizacja terrorystyczna. Atakuje Izrael, dopuszcza się odrażających zbrodni, w programie ma wpisane zniszczenie, unicestwienie państwa Izrael. Dosłowną i całkowitą likwidację państwa Izrael. A jednocześnie ponosi odpowiedzialność z biedę i naprawdę bardzo ciężkie położenie 2 mln Palestyńczyków ze Strefy Gazy. Gaza jest katastrofalnie przeludniona, ma 60% bezrobocie, żadnych perspektyw rozwoju, brakuje prądu, paliwa, wody pitnej – a rządzący Strefą Hamas przechwytuje większość pomocy międzynarodowej płynącej do Gazy. Szczególnie odrażające wydaje mi się to, że przywódcy Hamasu żyją sobie bezpiecznie i w dostatku w innych krajach muzułmańskich, nie dbając o to, że ich pobratymcy cierpią. A może wręcz celowo utrzymują ich w takim położeniu, żeby obrócić ich gniew przeciwko Izraelowi i skłonić, zmusić do terrorystycznych ataków.
Zupełnie się nie dziwię, że Izrael chciałby zmieść Hamas z powierzchni ziemi, zetrzeć go w proch i pył, wybić wszystkich przywódców i ideologów Hamasu, a przy okazji jak najwięcej bojowników-terrorystów. Gdyby Izrael to osiągnął, świat, a przynajmniej Bliski Wschód, stałby się nieco bezpieczniejszym miejscem.
Tyle, że wydaje mi się prawie niemożliwe, aby Izraelowi to się udało. Głównie dlatego, że Hamas celowo ukrywa swoje stanowiska wśród obiektów cywilnych, ale także dlatego, że wśród Palestyńczyków z Gazy nienawiść do Izraela jest tak wielka, a perspektywy życiowe tak marne, że niedobitki Hamasu nie będą miały żadnych problemów z rekrutowaniem nowych bojowników. Młodzi Palestyńczycy, którzy przystąpią do Hamasu, zapewne zginą, ale będą się cieszyć szacunkiem i poczują, że ich życie ma jakiś sens. A ta garstka, która przeżyje, będzie potem mogła wieść całkiem wygodne życie.
Obecna wojna – izraelski atak na Gazę, będący odwetem za zmasowany atak terrorystyczny z 7 października – nie zlikwiduje Hamasu. Osłabi, może nawet poważnie, ale nie zlikwiduje. Jednocześnie spowoduje kolosalne straty wśród ludności cywilnej, gdyż Hamas celowo używa jej jako żywych tarcz. No i co z tego, że cywilni mieszkańcy Gazy fanatycznie nienawidzą Izraela? Nienawidzą Izraela, popierają Hamas (bo nawet nie przychodzi im do głowy, że mogliby popierać kogoś innego), ale jednak są cywilami. Zabijanie ich tylko wzmocni nienawiść Palestyńczyków i pozostałych Arabów do Izraela, oraz bardzo osłabi sympatię społeczeństw Zachodu do Izraela, i tak raczej wątłą. Hamas przez kilka, może nawet kilkanaście lat nie będzie w stanie uderzyć na Izrael tak mocno, jak trzy tygodnie temu, ale potem uderzy. I będzie to jeszcze bardziej okrutne i niszczycielskie, bo nienawiść do Izraela wzrośnie do poziomów niespotykanych.
A w międzyczasie Hamas będzie rekrutował nowych bojowników i pokazywał światu trupy palestyńskich dzieci, żeby zniechęcić Zachód do wspierania Izraela. Przywódcom Hamasu śmierć cywilów z Gazy w niczym nie przeszkadza. Nie dbają o nich. Chcą wykorzystać ich śmierć instrumentalnie. A może wręcz traktują obecny konflikt jak wojnę malthusiańską: śmierć wielu tysięcy cywilów oraz kilku tysięcy młodych mężczyzn-bojowników nieco zmniejszy ciśnienie wewnętrzne, a to, co zostanie, łatwo będzie obrócić na jeszcze większą nienawiść do Izraela.
To nie może doprowadzić do niczego dobrego.
Uważam, że Izrael, nawet jeśli nie z litości dla palestyńskich cywilów, to z powodów czysto pragmatycznych, powinien odpuścić i poniechać zemsty na ludności Strefy Gazy, oficjalnie nazywanej operacją przeciwko terrorystom z Hamasu. Mimo, iż terroryści z Hamasu naprawdę są terrorystami. Obecna wojna żadnego problemu nie rozwiąże, a spowoduje bezmiar cierpienia i nakręci spiralę nienawiści.


