Ciągle wraca pytanie, czy i co JPII wiedział o seksualnych przestępstwach księży, a jeśli wiedział, czemu to tolerował?Po niedawnym filmie Macieja Gutowskiego, zwłaszcza po wypowiedziach osób, które znały JPII osobiście, kwartalnik Więź baja coś o
na wskroś autentycznym klerykalizmie Karola Wojtyły.
Bo to dobry klerykalizm był. O ile dobrze zrozumiałem, redakcja Więzi sądzi, że JPII uważał kapłaństwo za stan wyróżniony, święty. Kapłaństwo to
niezasłużone i niespodziewane wybranie (dar) do szczególnej roli, służby, do ekskluzywnego świata pomocników Boga
a zatem
każdy przejaw niechęci do duchownego, obarczanie go odpowiedzialnością za czyny niemoralne, a nawet tylko nieadekwatne do pełnionej roli, każda informacja o naruszeniach kościelnej dyscypliny i etycznego porządku w pierwszej kolejności mogły wywoływać [u JPII] dystans do sformułowanego zarzutu i osoby, która ten zarzut formułowała
Słowem, wedle Więzi JPII nie wierzył w oskarżenia księży o przestępstwa seksualne, bo ksiądz jest święty i wybrany, a więc do takich podłych czynów niezdolny. Przecież to jest teologiczna bzdura. Kościół uczy, że wszyscy ludzie są grzeszni, a z historii znamy mnóstwo przykładów księży, biskupów i papieży, którzy dopuszczali się rzeczy strasznych. Wmawianie JPII takiej naiwnej teologii – ksiądz jest święty i do grzechu niezdolny – wręcz uwłacza jego pamięci.
Z pewnością JPII wiedział, że pewna liczba duchownych popełnia przestępstwa seksualne, ale być może nie zdawał sobie sprawy ze skali tego zjawiska. Z tym, że aż do początku lat 2000 nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, ujawniane tu i ówdzie przypadki opinia publiczna traktowała jako zjawiska odosobnione. Możliwe, że sam JPII tak myślał, no, zdarzają się czarne owce, ale to są sporadyczne przypadki, nie rzutujące na obraz Kościoła jako takiego.
Nie chodzi zresztą o to, jak JPII odnosił się do szeregowych księży, a nawet pomniejszych prałatów, ale do kościelnych „grubych ryb”, którzy potem okazali się seksualnymi drapieżcami. Mam na myśli w szczególności kard. Hansa Hermanna Groëra, abp. Juliusza Paetza, kard. Theodore McCarricka, kard. Henryka Gulbinowicza i o. Marciala Maciela Degollado.
Jeśli mowa o czterech pierwszych, to, moim zdaniem, JPII dobrze wiedział, że molestują oni kleryków. Wiedział, bo miał liczne doniesienia od duchownych i, horribile dictu, świeckich z odpowiednich diecezji, a Gulbinowicza i Paetza sam miał okazję wiele lat obserwować. Wiedział, ale tolerował ich zachowanie, dopóki nie stało się ono źródłem publicznego zgorszenia. Być może myślał, że no owszem, nieładnie postępują grzesząc cieleśnie, ale klerycy byli ludźmi pełnoletnimi (za życia JPII nikt wymienionych biskupów nie oskarżał o pedofilię, a było to też na długo przed powstaniem ruchu #metoo, zwracającego uwagę na problem seksualnego wykorzystywania podwładnych przez przełożonych), no więc trudno. Jednocześnie Groër, Paetz, McCarrick i Gulbinowicz byli niezwykle skuteczni jako fundraiserzy i organizatorzy życia kościelnego, głosili poglądy konserwatywne, mieli też bardzo duży wpływ na władze świeckie, korzystny z punktu widzenia Kościoła. Dopóki nie było skandalu, JPII traktował tych biskupów jakby dobrze służyli Kościołowi. Jednak gdy wybuchły skandale – wielkie, publiczne skandale – najpierw z Groërem, potem z Paetzem, JPII usunął ich z urzędów (Groëra poniekąd na raty), ale nie nałożył na nich innych kar kościelnych. McCarricka nawet awansował, bo skandalu jeszcze nie było. O występkach Gulbinowicza dowiedzieliśmy się dopiero wiele lat po śmierci JPII i tuż przed śmiercią samego Gulbinowicza. McCarricka i Gulbinowicza kościelnie ukarał dopiero Franciszek.
[Edit: inna kościelna gruba ryba, kard. Bernard Law – patrz komentarze.]
Nieco inaczej wygląda sprawa Marciala Maciela, chyba najbardziej wyuzdanego przestępcy z nich wszystkich. Był seksualnym potworem-pedofilem, ale był wyjątkowo skuteczny jako fundraiser, a założony przez niego Legion Chrystusa cieszył się z całej masy powołań. W przeciwieństwie do Groëra, Paetza, McCarricka, nie ma udokumentowanych doniesień o tym, że inni duchowni słali alarmistyczne informacje na jego temat do papieża. Maciel, wedle wszelkich znaków na niebie i na ziemi, płacił łapówki watykańskim urzędnikom – na przykład to Legion Chrystusa miał sfinansować wystawne przyjęcie wydane przez Stanisława Dziwisza po podniesieniu go do godności biskupa – którzy, zapewne, w podzięce blokowali przynajmniej część niekorzystnych dla Maciela informacji, o ile takie dochodziły, a teraz niczego już nie pamiętają. Podobnie zresztą postępował McCarrick. No i pytanie: ile JPII wiedział o Macielu? Czy wiedział o jego notorycznej pedofilii i ją tolerował? Niestety, tego nie wiemy. Kościół rozpoczął dochodzenie w prawie Marciala Maciela, ale przerwał je po śmierci tego zakonnika, a akta utajnił. Ówcześni współpracownicy JPII, którzy mieli z Macielem regularne kontakty, niczego nie pamiętają – nawet tego, że się z Macielem w ogóle znali.
No i tak
Możemy jedynie spekulować czy JPII wiedział o pedofilii Maciela. Dowodów – ani takich, które mogłyby pogrążyć papieża, ani takich, które mogłyby go oczyścić – brak.