Wracam do sprawy Tomasza Lisa. Oto bowiem doszliśmy do etapu, w którym zadawane są retoryczne pytania, czy przyzwoitemu człowiekowi wypada Lisa bronić i czy to, co spotyka Lisa po nagłośnieniu jego tyrańsko-seksistowskich zachowań, jest medialnym linczem?
A ja Lisa ani nie bronię, ani nie linczuję. Zwracam natomiast uwagę, że mamy do czynienia z dwoma faktami:
1. Z punktu widzenia redagowanego tygodnika, Tomasz Lis był znakomitym redaktorem naczelnym. Newsweek ze swoją ostro anty-PiSowską linią był pismem cenionym, często cytowanym, ważnym. Materiały anty-PiSowskie były wyraziste i mocne, ale nie sprowadzały się do topornej propagandy, a tygodnik publikował też wartościowe rzeczy na inne tematy. Można się jednak domyślać, że wpływy z reklam były mniejsze, niż właściciele na to liczyli, brakowało bowiem reklam spółek Skarbu Państwa i dowolnych innych podmiotów zależnych od państwa, czyli od PiSu.
2. Jest bardzo prawdopodobne, że Lis przez część (znaczną część? większość?) podwładnych był uważany za tyrana, który do tego zachowywał się seksistowsko i opowiadał homofobiczne kawały. Przy czym, co warto dodać, znamy relację tylko jednej strony, a właściwie jej części. Lis zaś broni się słabo, jakby półgębkiem, sugeruje, że oskarżenia pochodzą głównie od osób, które on zwolnił z pracy z przyczyn merytorycznych, ale nie wnika w szczegóły. Wolno przypuszczać, że stawiane Tomaszowi Lisowi oskarżenia są wyolbrzymione, ale czy tylko trochę, czy bardzo-bardzo?
Nie ma między tymi punktami sprzeczności. Jak pisałem poprzednio, znanych jest mnóstwo przykładów dyrektorów, artystów, ordynatorów, profesorów, biskupów i tak dalej, będących odnoszącymi sukcesy profesjonalistami, a przy tym traktujących podwładnych tak podle, że ci drżeli ze strachu na sam ich widok. Nie wiem, czy były prowadzone na ten temat jakieś badania, ale dane anegdotyczne sugerują, że istnieje pozytywna korelacja pomiędzy, nazwijmy to, psychopatycznymi postawami szefów a sukcesem prowadzonych przez nich operacji.
Najciekawsze jest jednak, czemu Tomasz Lis stracił pracę redaktora naczelnego. Ha, tego się pewnie tak szybko nie dowiemy, obie strony bowiem – Axel Springer i Tomasz Lis – zachowują się tak, jakby się umówili, że nie będą komentować przyczyn zwolnienia. Myślę, że się umówili. Szum medialno-internetowy sugeruje, że Lisa zwolniono ze względu na jego niedopuszczalne zachowania wobec podwładnych. Axel Springer i Tomasz Lis nie potwierdzają, nie zaprzeczają, ale mnie się to wydaje niewiarygodne. Wydawca Newsweeka znał oskarżenia wobec Lisa od lat, podobno było nawet prowadzone jakieś wewnętrzne dochodzenie i właściciele Newsweeka albo uznali, że oskarżenia są niewiarygodne, albo że są nieistotne wobec sukcesu czasopisma: No dobrze, ten cały Lis to drań, ale jest bardzo skuteczny, a na szczęście nie przekroczył jakiejś czerwonej linii (nikogo nie pobił, nie domagał się seksu za awans, ten poziom patologii), więc go trzymajmy. I co, Axel Springer raptem, bez uprzedzenia, bez żadnej dyskusji, zmienił zdanie? Nie chce mi się w to wierzyć.
Igitur ex fructibus eorum cognoscetis eos, powiada Biblia (Mt 7:20), a przy okazji jest to podstawowa zasada metodologiczna fizyki. Gdyby miało się okazać, że Newsweek złagodzi swoje ataki na PiS – nie mówię, że stanie się pro-PiSowski, złagodzenie krytyki wystarczy – za to pojawią się w nim reklamy spółek Skarbu Państwa, stałoby się jasne, że to nie agresywne zachowania Tomasza Lisa, które zapewne miały miejsce, były przyczyną jego zwolnienia.
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.