Odpowiedzialność PiSu za haniebny wyrok Trybunału pani Wolfgangowej jest oczywista: PiS od lat ostentacyjnie związał się z polskim Kościołem, spełnia jego zachcianki, głównie finansowe, swoją władzę opiera na tradycjonalistycznych, katolickich wyborcach, idzie z Kościołem ręka w rękę w atakach na LGBT, przywódcy PiS, z Kaczyńskim, Dudą, Szydło i Morawieckim na czele, biorą udział w różnych para-religijnych uroczystościach, na listy wyborcze wstawia katolickich integrystów i cyników, którzy sądzą, że spełnianie żądań Kościoła jest warunkiem koniecznym kariery, wreszcie takież osoby deleguje do TK, bo lepszych nie ma. Do tego pani Przyłębska jest popychadłem Kaczyńskiego, osobą pozbawioną jakiegokolwiek osobistego autorytetu. Bez rządów PiSu tego wyroku by nie było. Jest więc zrozumiałe, że opinia publiczna sądzi, iż to Kaczyński kazał mgr Przyłębskiej wydać taki wyrok. A ja myślę, że takiego polecenia nie było, była co najwyżej zgoda Kaczyńskiego i to motywowana inaczej, niż się powszechnie sądzi. PiS odpowiada za wyrok i jego skutki, ale był to raczej wypadek przy pracy, niż celowe działanie.
Dlaczego Kaczyński miałby kazać Trybunałowi pani Przyłębskiej wydać taki wyrok? Podawane są trzy możliwe przyczyny:
- Chodziło o „przykrycie” epidemii i tego, jak straszliwie rząd sobie z nią nie radzi.
- Kaczyński postanowił skorzystać z okazji, jaką daje epidemia, aby wreszcie zrealizować główne żądanie Kościoła. W czasie epidemii ludzie nie będą protestować, co najwyżej będą jakieś ograniczone protesty, więc łatwo to przejdzie.
- W ramach walki z panem Zbyszkiem o rząd dusz na prawicy, Kaczyński postanowił pokazać, że to on jest prawdziwym twardzielem i to on, a nie pan Zbyszek, jest największym przyjacielem sfanatyzowanych katolickich integrystów.
Jeśli chodzi o punkt pierwszy, ten argument jest dosyć słaby. Epidemia spowodowała poważne zmiany w naszym życiu. Szkoły są w większości zamknięte, wszyscy muszą chodzić w maseczkach, są ograniczenia w sklepach, wiele osób pracuje zdalnie, nie można się spotykać ze znajomymi, zamknięto knajpy, są ograniczenia w komunikacji miejskiej, grozi jeszcze dalej idący lockdown, ludzie boją się o pracę, o to, z czego opłacą czynsz i kredyty i nawet jeśli nie boją się COVIDa, to zaczynają się bać, że jeśli dostaną zapalenia wyrostka robaczkowego, umrą w męczarniach, bo wszystkie SORy są zatkane. To trwa już od dłuższego czasu i prawie na pewno potrwa jeszcze bardzo długo. Dotyka wszystkich, nawet tych, dla których kryteria dopuszczalności aborcji nie są szczególnie ważne. Tego nie da się „przykryć” niczym, bo nawet jeśli ludzie – część ludzi – przez kilka dni będą mówić raczej o czymś innym, epidemia i jej skutki nieuchronnie wrócą na pierwszy plan.
Odnośnie do punktu drugiego, Kaczyńskiemu wcale nie zależy na realizacji żądań Kościoła jako takich. On te żądania spełnia tylko wtedy i tylko w takim zakresie, w jakim służą one umocnieniu jego władzy. A zaostrzenie reguł dopuszczalności aborcji ma skutek wręcz przeciwny. Kaczyński doskonale wie, że pomimo zmasowanej propagandy Kościoła, większość społeczeństwa, w tym około połowa wyborców PiS, sprzeciwia się temu żądaniu. Taki krok radykalizuje kobiety, daje lewicowej/lewicującej opozycji jasne hasło na przyszłe wybory, mobilizuje przeciwników, antagonizuje nawet część ludzi, którzy nie należąc do żelaznego elektoratu PiS, z rozmaitych powodów dotąd tę partię popierali. Kaczyński jest szalony, ale nie jest głupi i dobrze rozumie, że to mogłoby zaszkodzić jego władzy. Dlatego w 2007 nie zgodził się na wpisanie „ochrony życia od poczęcia” do konstytucji, w 2016, pod wpływem Czarnego Protestu, wycofał się z zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej w Sejmie, kierując ją do sejmowej zamrażarki, a gdy integrystyczni posłowie z jego partii, próbując obejść Kaczyńskiego, złożyli wniosek w tej sprawie do TK, Kaczyński, przy pomocy swojego odkrycia towarzyskiego, pani mgr Przyłębskiej, pilnował, aby nie został on rozpoznany, aż w końcu wniosek i projekt ustawy upadły wraz zakończeniem poprzedniej kadencji Sejmu. Po wyborach grupa posłów PiS i Konfederacji powtórnie złożyła analogiczny wniosek i znów mgr Przyłębska przez wiele miesięcy dbała o to, aby nie został on rozpatrzony. Zaostrzenie kryteriów dopuszczalności aborcji nie umacnia władzy Kaczyńskiego, przeciwnie, grozi jej utratą – albo w wyborach za trzy lata, albo nawet i wcześniej, bo sytuacja staje się wyraźnie niestabilna.
Wreszcie punkt trzeci, potencjalnie najbardziej interesujący. Owszem, taki ruch umocniłby Kaczyńskiego wobec pana Zbyszka, a zatem zapobiegł potencjalnej utracie jakiejś części głosów na skrajnej prawicy, ale kosztem centrum, a nawet głosów nieco na prawo od centrum, oraz posłużyłby do mobilizacji przeciwników. Dalej jak w punkcie drugim.
Nie widzę zatem racjonalnych powodów, dla których Kaczyński miałby kazać Trybunałowi pani Przyłębskiej wydać taki wyrok.
Dlaczego więc wyrok został wydany teraz, w środku szalejącej epidemii? Otóż myślę, że z uwagi na wewnętrzną sytuację w Trybunale.
Pani mgr Julia „Wolfgangowa” Przyłębska, mieniąca się prezesem TK „odkrycie towarzyskie” dr. Jarosława Kaczyńskiego, nie panuje już nad Trybunałem. Sędziowie buntują się przeciwko jej arogancji i metodom zarządzania, przeciwko manipulowaniu składami, żądaniom deklaracji lojalności, nieoficjalnym spotkaniom z przedstawicielami partii rządzącej. Poza tym, choć nigdzie nie powiedziano tego wprost, odnieść można wrażenie, że sędziowie odczuwają pewną wyższość wobec obdarzonej nienachalnym intelektem mgr Przyłębskiej. Nawet najwierniejsza z wiernych Krystyna Pawłowicz ma jej już serdecznie dość.
Nie należy się przy tym cieszyć, że ten bunt oznacza coś dobrego dla polskiej demokracji. Jednym z powodów buntu zasiadających w Trybunale katolickich integrystów było na przykład opóźnianie przez mgr Przyłębską wyroku w sprawie dopuszczalności aborcji. Sędzia-dubler Jarosław Wyrębak napisał nawet w tej sprawie list, który dziwnym trafem wyciekł do publicznej wiadomości.
Tak czy siak, doszło do sytuacji, w której PiS, mimo iż teoretycznie ma w TK prawie wyłącznie „swoich” sędziów, nie jest pewien orzeczeń. Pani Przyłębska musiała w zeszłym tygodniu odwołać dwie sprawy, w których groziło, że zapadną wyroki nie po myśli PiSu: w sprawie ustawy dezubekizacyjnej i w sprawie Rzecznika Praw Obywatelskich (czy wobec niewybrania następcy, może pełnić swoją funkcję po zakończeniu kadencji). Wyrok w sprawie aborcji był trzecią sprawą zapowiedzianą na zeszły tydzień. Gdyby i to posiedzenie pani Przyłębska odwołała, bunt zapewne by się zaognił, a opinia publiczna doszłaby do wniosku, że PiS Trybunału już nie kontroluje. Przyłębska, zapewne za zgodą Kaczyńskiego, uznała, że to byłaby katastrofa wizerunkowa i że sprawę aborcji, ostatecznie, można przeprowadzić. Wydała im się ona najbardziej bezpieczna. Niewątpliwie nie docenili skali protestów, myśleli, że z uwagi na epidemię nie będą zbyt głośne, nie przewidzieli, że ten wyrok to dla wielu kropla przepełniająca czarę goryczy. Ostatecznie więc wyrok zapadł nie jako element jakiegoś przemyślanego planu, ale pod presją sytuacji doraźnej, w wyniku krótkowzroczności i organicznej nieumiejętności przewidywania konsekwencji własnych działań, typowej dla funkcjonariuszy i nominatów PiS. Nie ogarniają rzeczywistości i mają za swoje.
Zdaje się, że PiS, a może i w części Episkopatu, zaczyna panikować, bo zrozumieli, że mocno przeholowali. Teraz w ramach damage control przebąkują coś o ustawie, która – literalnie wbrew wyrokowi Trybunału! – miałaby zezwalać na aborcję po stwierdzenia wad letalnych płodu lub prowadzących do potwornych zniekształceń w wypadku urodzeń żywych, a blokowałaby jedynie aborcje w wypadku stwierdzenia trisomii 21 (zespołu Downa). Za późno. Gdyby cisnęli taki projekt w twarz Chazanowi i innym fanatykom w 2016, miałoby to jakieś znaczenie. Dziś już nie ma niczego pośrodku. Jest albo pełna liberalizacja, albo Salwador.
A na razie polskich katedr musi pilnować policja. Patrz, Kościele, do czego w swojej głupocie i zaślepieniu doprowadziłeś.


Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.