Zawsze, niezależnie od tego, kim jest ten bity, trzeba z nim być. Trzeba dać mieszkanie bitemu. Trzeba go schować w piwnicy. Trzeba się tego nie bać. I w ogóle trzeba być przeciwko tym, którzy biją.
Marek Edelman
W piątek w Warszawie doszło do brutalnych starć policji z aktywistami LGBT. Bezpośrednim powodem był nakaz aresztowania niebinarnej aktywistki Margot. Zastosowanie aresztu tymczasowego wydaje się środkiem nieadekwatnie surowym wobec powagi zarzucanego jej czynu (uszkodzenie homofobobusa). Gdy okazało się, że nakaz aresztowania został wydany, grupa osób LGBT zebrała się, by bronić Margot. Uformował się spontaniczny pochód zdążający na Krakowskie Przedmieście, gdzie policja zaatakowała, jakby czekając, aż „przeciwników” zbierze się dostatecznie dużo i znajdą się w centralnym punkcie miasta. Aresztowano Margot, aktywiści próbowali blokować radiowóz, w którym ją zamknięto, policji pojawiło się dużo, utworzyła kordon i blokowała sąsiednie ulice, napięcie rosło. W końcu policja zaczęła zatrzymywać, wręcz wyłapywać z tłumu przypadkowe osoby – w tym takie, które spokojnie stały z boku, nie wznosiły okrzyków, nie wykonywały żadnych agresywnych gestów – traktując je brutalnie, ciskając o glebę, przyduszając i wykręcając ręce. Lekko poturbowano próbujące interweniować posłanki i otwarcie z nich szydzono. Zatrzymanych wywożono nie wiadomo dokąd, utrudniano im kontakt z prawnikami i rodziną, przewożono z miejsca na miejsce, żeby utrudnić pracę adwokatom, próbowano wymusić przyznanie się do winy (?), traktowano w sposób upokarzający.
Ze sposobu, w jaki policja doprowadziła do sytuacji konfliktowej, jasno widać, że policji zależało na eskalacji, zaognieniu protestu. Swoje mógł też odegrać rzucający się w oczy brak profesjonalizmu ze strony policji, czemu trudno się dziwić, skoro PiS zwalniał ze służby doświadczonych oficerów, skażonych współpracą z poprzednią władzą, awansował zaś szybką ścieżką wierne sobie osoby żądne kariery, które umiały, no, tyle, ile umiały (nie twierdzę, że wszyscy policjanci tacy są, ale jest ich dostatecznie dużo, aby rzutowali na całą formację). Trzeba przyznać, że aktywiści LGBT też nie unikali konfrontacji. Jednak to policja ma za zadanie utrzymanie porządku i zapobieganie eskalacji napięcia, tak więc 99% winy spada na nich.
Mieliśmy pokaz brutalności policji, jakiego dawno tu nie było.
Pytanie, dlaczego do tego doszło. Dość popularna jest opinia, że PiS postanowił w ten sposób odwrócić uwagę od poważnych problemów stojących przed Polską (wymykająca się spod kontroli epidemia, bardzo niepewna sytuacja gospodarcza, katastrofa górnictwa, rysująca się coraz wyraźniej zapaść energetyki, inflacja) i własnych afer (300 mln Szumowskiego, 70 mln Sasina i tak dalej). Nie sądzę, aby tak było. Oni – PiS – nie są tak przebiegli. Naprawdę nie wierzę, aby kilku PiSowskich pundytów, w jakimś obskurnym gabinecie na Nowogrodzkiej lub nieco mniej obskurnym w Alejach Ujazdowskich, uradziło, że trzeba szybko zrobić pokazówkę z gejami, żeby „przykryć” tematy dowodzące kompletnej nieudolności PiSu. Moim zdaniem dynamika tego wydarzenia była inna.
Jest to przede wszystkim element walki o władzę w obrębie samej Zjednoczonej Prawicy. Brutalnie atakując gejów, „lewactwo” i stające w ich obronie instytucje europejskie, pan Zbyszek chce podkreślić wizerunek szeryfa, jaki wydaje mu się, że posiada, a przy tym umocnić się w oczach narodowców, najbardziej reakcyjnych części Kościoła, z panem Rydzykiem i Ordo Iuris na czele, przeciwników Unii Europejskiej i agresywnie zachowawczej (cóż za oksymoron!) części społeczeństwa. Zyskawszy w oczach suwerena i w prawicowych mediach, pan Zbyszek liczy na lepszą pozycję w rządzie i lepszą pozycję startową w walce o przywództwo po Jarosławie Kaczyńskim. Bardziej umiarkowanej, jak na tamtejsze standardy, części PiS nie wypada się głośno przeciwstawić panu Zbyszkowi, bo sami wyjdą na „lewaków” i popleczników „pedalstwa”. Dodatkowo władza testuje, jak daleko może się posunąć w brutalności i represjach; niezbyt lubiana i dość słaba społeczność LGBT świetnie nadaje się jako cel takiego rozpoznawczego ataku.
Patrząc nieco szerzej, ta władza potrafi rządzić jedynie poprzez wskazanie suwerenowi Innego, który mu zagraża i przed którym tylko PiS potrafi Ojczyznę obronić. Kogóż by więc tu wskazać? Uchodźców, wbrew obawom rozniecanym w 2015, nie ma, mniejszości etnicznych, zwłaszcza takich łatwo rozpoznawalnych wizualnie, też nie, Żydów jak na lekarstwo, „lewactwo” i „skorumpowane elity” są zbyt abstrakcyjne, a „ideologia LGBT” pasuje jak ulał, choć nikt nie wie, co ta „ideologia” oznacza.
Tylko tyle i aż tyle. Same postulaty osób LGBT są z punktu widzenia władzy najmniej ważne.
Jak liberałowie powinni na to zareagować? Protestować przeciwko nieuzasadnionej przemocy – to oczywiste. Przypominać o błędach PiSowskiej polityki, o ich aferach i domagać się ich wyjaśnienia – jasne, że tak. Ale czy coś się powinno zmienić w stosunku liberałów do osób LGBT?
Liberałowie dotąd negocjowali z konserwatywną większością: No tak, ci geje niepotrzebnie się afiszują, niepotrzebnie prowokują, niedelikatni ci geje są, tęczowa flaga na Syrence lub Smoku Wawelskim – no, może, ale na figurze Chrystusa to gruba przesada. Rozumiemy wasze oburzenie. Jednak nie powinno się ich flekować, znieważać, rzucać na glebę i przyduszać, bo to przecież też są ludzie. My postulatów LGBT raczej nie podzielamy, sądzimy, że obrażając konserwatywną większość, LGBT sami sobie szkodzą, ale w imię praw człowieka nie godzimy się na poniewieranie nimi.
Sam do niedawna tak uważałem. Dziś widzę nieskuteczność takiego podejścia.
Policja czerpie wyraźną sadystyczną satysfakcję z brutalnego traktowania demonstrantów. Prawicowi politycy i publicyści czerpią wyraźną sadystyczną satysfakcję z komentowania tych zdarzeń. Czynny w internetach suweren po swojemu krzyczy „pedały do gazu”, a któryś tam – były policjant, obecnie biegły sądowy! – publicznie fantazjuje o tym, że współosadzeni zgwałcą transseksualną Margot (w papierach jest mężczyzną). Osoby publiczne wspierające szykanowanych LGBT dostają nienawistne anonimy, na przykład sąsiedzkie porady „wypierdalaj z naszej kamienicy”, a pod oknami ludzi, którzy wywiesili na swoich balkonach tęczowe flagi, ziomki z dzielni i sąsiedzi ze wsi wrzeszczą, że się z nimi policzą. Kościół w najlepszym wypadku milczy, a pobożni ludzie cieszą się, że policja pogoniła pedałów, którzy chcieli deprawować dzieci. Przewielebny i bardzo intelektualny kard. Kazimierz Nycz, niegdyś nadzieja polskiego Kościoła, tęczową flagę na figurze Chrystusa nazywa profanacją, ale wulgarny plakat „Zakaz pedałowania” u stóp tej samej figury i zawieszona na niej flaga NOP jakoś mu nie przeszkadzały. Żadne apele o wyrozumiałość dla gejów z jednej strony i o nieprowokowanie większości z drugiej do niczego nie doprowadziły.
Trzeba więc jasno powiedzieć: Osoby LGBT mają prawo do manifestowania postulatów w sposób, jaki uznają za stosowny. Mogą być hałaśliwi i manifestacyjnie widoczni, jak inne grupy manifestujące swoje postulaty. Jak pisze Ziemowit Szczerek,
w kulturze LGBT jest dużo prowokacji i przegięcia, campu i bizaru, zresztą w każdej marginalizowanej subkulturze tworzą się ekstrawagancje, i wspaniale. Bardzo to lubię, muszę przyznać, nie ma sensownego i kuszącego świata bez ekstrawagancji.
Jeśli przekroczą prawo, powinni za to odpowiadać, ale tak, jak sprawcy podobnych czynów z innych grup. Jeśli państwo pobłaża hałaśliwym i groźnym narodowcom, tym bardziej powinno pobłażać hałaśliwym i niegroźnym gejom.
Nie musimy manifestować poparcia dla postulatów LGBT, tym bardziej nie we wszystkich spotykanych formach (mnie na przykład feretron Świętej Cipki nieco brzydzi, ale tęczowa flaga na figurze Chrystusa zupełnie mi nie przeszkadza, co jednak nie znaczy, że zaraz sam będę jakąś figurę tak przyozdabiał), ale nie odmawiajmy im prawa do manifestowania. Nie radźmy, żeby siedzieli cicho, żeby nie byli zbyt głośni, bo jeszcze ktoś się zdenerwuje. Tamta strona wszelkie ustępstwa, próby porozumienia uznaje za oznaki słabości. Ludzie LGBT chcą, żeby ktoś się zdenerwował – no i dobrze.

Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.