Nietykalny

Panu Zbyszkowi wydaje się, że jest nietykalny. Parafrazując Cezarego Michalskiego, dopóki pan Zbyszek pilnuje, żeby Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki i reszta PiS stali ponad prawem, oni pilnują, żeby ponad prawem stał pan Zbyszek.

Lub też inaczej: Pan Zbyszek wygląda na osobę, która skrzętnie gromadzi papiery, dokumenty, niejawne materiały mogące kiedyś posłużyć jako „haki”. Pan Zbyszek z pewnością ma papiery na Jarosława Kaczyńskiego (dwie wieże), Mateusza Morawieckiego (działki) i Mariusza Kamińskiego (reprywatyzacja), a na Andrzeja Dudę i resztę towarzystwa przypuszczam, że też. Kaczyński, Morawiecki, Kamiński, Duda i reszta towarzystwa wiedzą, że pan Zbyszek, spadając, mógłby ich samych pociągnąć w dół, a przynajmniej poturbować. Dopóki więc będzie można udawać, że pan Zbyszek w aferę Piebiaka nie był zamieszany lub też nie okaże się, że pan Zbyszek jest jednak zbyt wielkim obciążeniem wizerunkowym, dadzą mu spokój, bo wtedy on da spokój im.

Jest to układ mafijny.

Sam pan Zbyszek udaje teraz ministra entuzjastycznego, choć niekompetentnego, który nie wiedział, co w jego Ministerstwie wyprawiał jeden z jego najbliższych współpracowników. Lepsze to niż przyznanie, że o wszystkim wiedział, ale nie reagował, bo to oznaczałoby zarzuty karne dla samego pana Zbyszka. Nie wiadomo zresztą, czy prokuratura robi cokolwiek w sprawie hejterów, wykradających w dodatku i upubliczniających dane wrażliwe dotyczące innych sędziów. Domyślam się, że prokuratura nie robi nic.

Gdy wybuchła afera Piebiaka, PiS i Ministerstwo Sprawiedliwości przez kilka dni milczeli, aż w końcu wymyślili, żeby przedstawiać aferę jako kolejny dowód głębokiego zepsucia, demoralizacji środowiska sędziowskiego – a właśnie zepsucie środowiska sędziowskiego, „kasty”, było głównym uzasadnieniem dla PiSowskiej reformy. A w ogóle jest super, bo gdy afera wybuchła, to dwóch hejterów straciło pracę w Ministerstwie. W ten sposób PiS bez mała używa afery Piebiaka dla racjonalizowania ex post tego, co PiS robi z sądownictwem. Ale to tak nie działa. Po pierwsze, skoro środowisko jest zdemoralizowane, czemu PiS tak selektywnie wybiera jednostki szczególnie zdemoralizowane i awansuje je na wyższe stanowiska? Należałoby się przecież spodziewać, że w imię walki z demoralizacją, ta prawa i szlachetna partia będzie awansować prawych i szlachetnych, a najwyraźniej dzieje się wprost przeciwnie. Po drugie, w zestawieniu z obiektywnymi, mierzalnymi wskaźnikami, takimi jak średnia długość trwania postępowania, widać, że cała reforma sądownictwa niczego obywatelom nie dała. Po trzecie, przez zestawienie kilku afer, takich jak zniszczenie dowodów w sprawie wypadku Szydło, afera KNS i „bank za złotówkę”, działki Morawieckiego czy dwie wieże, widać, że beneficjentami zmian w sądownictwie są przede wszystkim wyżsi funkcjonariusze PiS.

Na pytanie, dlaczego PiS w ramach swojej reformy awansuje zdemoralizowane kreatury, można zresztą udzielić racjonalnej odpowiedzi: W każdej większej grupie ludzi znajdzie się trochę osób o kiepskiej kondycji moralnej. Jeśli środowisko się na nich pozna, nie będą mieli szansy na zrobienie karier normalną drogą, więc są gotowi zaprzedać duszę diabłu. A PiSowski diabeł ich przygarnia, awansuje i buduje z nich swoje „nowe elity”, bo przyzwoici i rozsądni ludzie z nimi współpracować nie chcą. I dzieje się tak nie tylko w sądownictwie, ale dosłownie w każdej dziedzinie, za którą PiS się bierze, od polityki zagranicznej, poprzez zarządzanie wielkimi spółkami państwowymi, aż po stadniny koni.

Symboliczny dla afery Piebiaka i dla całej kondycji państwa rządzonego przez PiS jest udział sędziego Arkadiusza Cichockiego. Został przez pana Zbyszka awansowany na stanowisko prezesa Sądu Okręgowego w Gliwicach, po czym nie tylko zajmował się udziałem w grupie hejterskiej, ale rozsyłał też zdjęcia swojego wzwiedzionego penisa kochance, żonie przyjaciela, głównej wykonawczyni hejtu przeciwko sędziom sprzeciwiającym się reformom pana Zbyszka, a także „mocno angażował się” w życie Kościoła. Proszę sobie to uzmysłowić: prezes sądu okręgowego rozsyła zdjęcia swojego penisa. O jakim poziomie kompromitacji my tu mówimy?! W Polsce PiS rządy prawa zostały zastąpione przez penis sędziego. Chciałbym, aby wyborcy wzięli to pod uwagę 13 października, także ci, którzy w 2015 głosowali na PiS.

List do arcybiskupa

O. Paweł Gużyński, dominikanin, zaapelował o pisanie listów do abp. Jędraszewskiego. Napisałem.

J.E.
Ks. prof. dr hab. Marek Jędraszewski
Arcybiskup Metropolita Krakowski

Ekscelencjo,

Piszę do Księdza w duchu ewangelicznego wezwania: Jeśliby twój brat zgrzeszył, to idź upomnij go w cztery oczy (Mt 18:15). Upominanie brata, który błądzi, jest moim chrześcijańskim obowiązkiem, nawet jeśli brat ten jest biskupem. Chciałbym, aby Ekscelencja rozważył swoje postępowanie i dostrzegł, że nie będąc zgodne z nauką Chrystusa, jest ono źródłem smutku i zgorszenia, zwłaszcza w związku z pełnioną przez Księdza funkcją. Chciałbym, aby zrezygnował Ksiądz z funkcji arcybiskupa metropolity krakowskiego. Niedawno skończył Ksiądz 70 lat. To dobra okazja, aby poprosić papieża o zdjęcie brzemienia prowadzenia diecezji z ramion. Mógłby Ksiądz odejść zachowując godność i szacunek wiernych, a może nawet zyskując szacunek części tych, którzy obecnie go Księdzu odmawiają. Mógłby Ksiądz wrócić do studiów nad Levinasem, którego był kiedyś Ksiądz wnikliwym komentatorem.

Bezpośrednim impulsem do napisania tego listu jest kazanie, w którym nazwał ksiądz osoby LGBT „tęczową zarazą”. Jakże to tak? Nazywanie kogoś zarazą to odczłowieczanie go, pozbawianie go godności Dziecka Bożego, chyba jeden z najcięższych grzechów, jakie może popełnić chrześcijanin. Całkowita moralna kompromitacja dla biskupa, kapłana, chrześcijanina i człowieka. Odczłowieczanie jakichś grup prowadziło do przemocy i okrutnych zbrodni – w hitlerowskich Niemczech, w Turcji, w Rwandzie, w Birmie i w tylu innych miejscach. W Polsce, ledwie kilka dni przed kazaniem Księdza, mieliśmy zdarzenia w Białymstoku, gdzie faszyzujący motłoch, bluźniąc Bogu (bo czym innym, niż bluźnierstwem, jest łączenie modlitw z najgorszymi przekleństwami?), lżył i fizycznie atakował uczestników tamtejszej Parady Równości, którzy nikomu nie zagrażali, zachowywali się pokojowo, po prostu byli. Nie godzi się, aby katolicki biskup uderzał w te tony. Gdzie ewangeliczny nakaz miłości bliźniego? Gdzie Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili (Mt 25:40)? Jeśli Ksiądz sądzi – błędnie, dopuszczam jednak, że ktoś w pomieszaniu, w niedostatecznym rozeznaniu świata, może tak uważać – że osoby LGBT samym swoim istnieniem zagrażają czy to Księdzu, czy to Polsce, czy to Kościołowi, winien Ksiądz wspomnieć na słowa Jezusa: Jeśli ktoś cię uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. A temu, kto się chce procesować z tobą i zabrać ci suknię, oddaj także płaszcz (Mt 5:39-40). Jak przeczytałem na pewnym portalu jezuickim, zdanie to oznacza, że „jeśli ktoś depcze największe i najświętsze twoje dobro, twój honor osobisty, nie reaguj tak, jak reagują wszyscy – rozlewem krwi, kalumnią, wytoczeniem procesu itd. – ale odpowiedz miłością, która pozwoli twemu przeciwnikowi zrozumieć, iż tak pragniesz jego dobra, że gotów jesteś poświęcić dla niego drugi twój policzek, to znaczy narazić na szwank dalszą twoją reputację.” Ksiądz tych ludzi nazywa zarazą, Jezus zaś nauczał: Dobrze mówcie o tych, którzy was przeklinają (Łk 6:28). I dalej: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6:36).

Jeśli zaś Ksiądz twierdzi, że osoby LGBT knują, spiskują, planują podstępne działania, aby demoralizować ludzi, zwłaszcza dzieci, to przecież jest to wszystko nieprawda. Mówiąc takie rzeczy, grzeszy Ksiądz przeciwko Ósmemu Przykazaniu.

Wybrał sobie zresztą Ksiądz szczególny moment na wygłoszenie takiego kazania – rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Tymczasem, jak Ksiądz dobrze wie, to Trzecia Rzesza, z którą powstańcy walczyli, prześladowała homoseksualistów i wysyłała ich do obozów koncentracyjnych, natomiast w przedwojennej Polsce homoseksualizm nie był zakazany. Można więc powiedzieć, że powstańcy walczyli z tymi, którzy dopatrywali się w homoseksualizmie jakiegoś szczególnego zagrożenia i moralnej ohydy, w imię praw kraju, który homoseksualizm tolerował.

Ksiądz chyba wysoko ceni sobie rocznicę wybuchu Powstania. Oto cztery lata temu, jeszcze w katedrze łódzkiej, powiedział Ksiądz, że konwencja antyprzemocowa, ustawa o in vitro i ustawa o uzgadnianiu płci „mogą być uznane jako zdrada wobec tych wartości moralnych, dla których Powstanie w ogóle wybuchło”. To ciekawe. Myśli Ksiądz, że powstańcy walczyli o prawo do bicia kobiet, o zakaz leczenia niepłodności i prawo do prześladowania homoseksualistów i osób transpłciowych? Albo że bez prawa do bicia i prześladowania innych Polska nie byłaby wolna? Ja tak nie uważam. Z chrześcijańskiego punktu widzenia przypominam, że Bóg zawarł przymierze ze wszystkimi ludźmi, a więc z homoseksualistami i osobami transpłciowymi też: przymierze wieczne, łączące mnie z każdą żywą istotą, z wszelkim ciałem na ziemi (Rdz 9:16). Skoro sam Bóg zawarł z nimi przymierze, jak śmie Ksiądz kwestionować prawo zakazujące ich prześladowania?

Mnie jednak w poglądach Księdza najbardziej przeszkadza co innego: rasizm. W roku 2013 w Pabianicach mówił Ksiądz tak: „Mogę sobie wyobrazić, że w roku 2050 nieliczni biali będą pokazywani innym rasom ludzkim – tu na terenie Europy – tak, jak dzisiaj Indianie w rezerwatach. Byli sobie kiedyś tacy ludzie, którzy tu zamieszkiwali, ale przestali istnieć na własne życzenie, ponieważ nie potrafili uznać tego, kim są od strony biologicznej.” Przecież to jest rasizm. Czysty, stuprocentowy rasizm. Pamięta Ksiądz jeszcze, dlaczego nasz Kościół jest katholikos, Powszechny? Bo jest Kościołem wszystkich ludzi, bez względu na narodowość czy kolor skóry. Nie istnieje odtąd Żyd ani Grek (…) wszyscy bowiem stanowicie jedność w Jezusie Chrystusie (Gal 3:28), jak pisał Apostoł Narodów. Jakiż jest wobec tego sens rozważać „kim są narody od strony biologicznej”? W czym, dla katolika, biały miałby być lepszy, lub gorszy, lub w ogóle inny od nie-białego? Wszyscy jesteśmy Dziećmi Bożymi, dziełem Boga, z nadzieją na osiągnięcie zbawienia. Nawiasem mówiąc, historyczny Jezus, żyjący dwa tysiące lat temu Żyd z Galilei, był nie-biały. Osoba, która za swoje zawołanie biskupie wzięła Scire Christum, powinna to wiedzieć.

Całkiem niedawno, wiosną tego roku, przywołał Ksiądz przykład „sytuacji kardynała Pella” jako dowód na krytykę Kościoła i „łamanie praw człowieka”. Jak zapewne Ksiądz wie, chrześcijanie są prześladowani w wielu krajach: w Nigerii, Egipcie, Somalii, na Bliskim Wschodzie, w Pakistanie, na Sri Lance, w Chinach i gdzie indziej. Ubolewam, że polski Kościół prawie w ogóle nie wspomina o tych współcześnie prześladowanych świadkach Chrystusa. Większość z nich to ludzie biedni i nie-biali. Ekscelencja zaś za przykład prześladowania podaje oskarżanego o przestępstwa pedofilskie i sądzonego z wszelkimi rygorami prawa wykształconego, wpływowego i białego kard. George’a Pella. Nie nieszczęśników palonych żywcem w Nigerii, mordowanych i wypędzanych z domów w Syrii, wtrącanych do obozów pracy w Chinach, ale białego kard. Pella, szydząc w ten sposób z ofiary współczesnych męczenników. Wstyd, proszę Księdza, wielki wstyd.

I na koniec rzecz symboliczna. Kazał Ksiądz zamurować papieskie okno w Pałacu Arcybiskupim. Okno, przez które przemawiali do wiernych trzej kolejni papieże, Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek. Teraz już nie mieliby skąd przemawiać. To tak, jakby Ksiądz nie spodziewał się, nie oczekiwał, wręcz nie chciał kolejnej papieskiej podróży do Krakowa. Istotnie, nie sądzę, aby jakiś papież chciał odwiedzić diecezję rządzoną przez takiego biskupa.

Raz jeszcze apeluję do Księdza, aby zechciał rozważyć swoją dymisję. Modlę się do Boga o łaskę żalu za grzechy dla Ekscelencji i o dar rozumu.

Z należnymi wyrazami,

Wszystkie loty ogrodnika

W aferze wokół lotów marszałka Kuchcińskiego jest kilka rzeczy, które budzą oburzenie: Sama niesłychana rozrzutność, trwonienie publicznych pieniędzy na bardzo liczne niepotrzebne loty i, dodajmy, jednoczesny przejazd limuzyny z Warszawy, żeby mogła odebrać marszałka z lotniska. Zabieranie rodziny na pokład. Początkowe kłamstwa Kancelarii Sejmu, że nic takiego nie miało miejsca i stopniowe – niechętne, niepełne – przyznawanie się do kolejnych wybryków w miarę tego, jak dziennikarze i posłowie opozycji ujawniali prawdę. Domniemanie, że niektóre loty miały charakter czysto prywatny (lot śmigłowcem na wesele chrześnicy, lot luksusowym samolotem na narty). Bałagan przy organizacji lotów, nagminne zgłaszanie ich „w trybie nagłym”, co potencjalnie mogło zagrozić bezpieczeństwu lotów. To, że dokumentacja większości lotów zaginęła (została zniszczona). Wreszcie buta technika-ogrodnika, bo takie jest wykształcenie pana marszałka, który uważa, że jemu się te loty po prostu należały. Kuchciński mówi bowiem

przyjąłem model pracy marszałka, który działa nie tylko na forum izby poselskiej w budynku Sejmu w Warszawie, ale także pracuje aktywnie w kraju i za granicą […] Takich spotkań od początku kadencji odbyło się ponad 900. Niejednokrotnie kilka dziennie, w tym w soboty i w niedziele. Uczestnictwo w wielu z nich wymagało korzystania ze specjalnego transportu lotniczego

Innymi słowy, marszałek jest aktywny, chce się spotykać z ludźmi, a skoro może latać rządowymi samolotami, no to lata i sam ten fakt nie powinien budzić kontrowersji. Kuchciński nie widzi niczego niestosownego w rozbijaniu się po Polsce, w tym w niezwykle licznych lotach w swoje rodzinne strony na koszt państwa. A to, że zabierał na pokład żonę i dzieci, to, według Kuchcińskiego, drobne uchybienie, bo przecież samolot i tak leciał, gdyż Kuchciński latać miał prawo.

Otóż nie. Nie miał prawa. Być może nie jest to jasno zapisane w przepisach, ale marszałek Sejmu może korzystać z marszałkowskich przywilejów wtedy, gdy sprawuje swoją oficjalną funkcję, czyli reprezentuje Sejm. Jeśli wykonuje normalne obowiązki poselsko-partyjne – spotyka się z wyborcami w swoim okręgu, podejmuje interwencje poselskie, uświetnia swoją osobą lokalne wydarzenia, promując w ten sposób siebie i swoją partię, wreszcie uczestniczy w partyjnych imprezach i w kampanii wyborczej – może korzystać z uprawnień posła (kilometrówka, darmowe przejazdy komunikacją publiczną, w tym chyba darmowe loty samolotami rejsowymi), ale nie marszałka. No dobrze, ponieważ marszałkiem jest stale, przysługuje mu ochrona i prawo do korzystania z limuzyny, ale nie transportu lotniczego. Wykorzystywanie szczególnych przywilejów związanych z pełnioną funkcją do celów polityki partyjnej w tym sensie, że to budżet państwa ponosi koszta, jest nadużyciem i sprzeniewierzeniem środków publicznych. Ba, uważam, że jeśli marszałek bierze udział w kampanii wyborczej lub w imprezach organizowanych przez jego partię polityczną, koszta uczestnictwa, w tym koszta podróży i ochrony, powinny spadać na komitet wyborczy lub centralę partyjną, nie na Kancelarię Sejmu. Jeśli organizatorów stać na komercyjne wynajęcie rządowego samolotu, proszę bardzo, ale płacą oni, a nie Polska. To samo dotyczy zresztą premiera, ministrów i innych wysokich urzędników państwowych.

Gdy wiele lat temu byłem w Kanadzie, wiadomo było, że nadchodzą wybory powszechne. Kanada to duży kraj, ówczesna pani premier odwlekała ogłoszenie wyborów, a tymczasem latała z miejsca na miejsce wzdłuż i wszerz, korzystając z rządowego samolotu. Prasa pisała, że gdyby ogłosiła wybory, za jej podróże musiałby płacić komitet wyborczy jej partii, a przed ogłoszeniem wyborów mogła udawać, że lata sprawując funkcję premiera, choć wszyscy doskonale wiedzieli, że promuje siebie i swoją partię.

Partia owej kanadyjskiej premier wybory sromotnie przegrała. Oby była to wróżba dla Polski.