Tęcza


Po czym Bóg dodał: «A to jest znak przymierza, które ja zawieram z wami i każdą istotą żywą, jaka jest z wami, na wieczne czasy: Łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną a ziemią. A gdy rozciągnę obłoki nad ziemią i gdy ukaże się ten łuk na obłokach, wtedy wspomnę na moje przymierze, które zawarłem z wami i z wszelką istotą żywą, z każdym człowiekiem; i nie będzie już nigdy wód potopu na zniszczenie żadnego jestestwa. Gdy zatem będzie ten łuk na obłokach, patrząc na niego, wspomnę na przymierze wieczne między mną a wszelką istotą żyjącą w każdym ciele, które jest na ziemi». 
Rzekł Bóg do Noego: «To jest znak przymierza, które zawarłem między Mną a wszystkimi istotami, jakie są na ziemi».  (Rdz. 9,12-17)

Sądzę, że publiczne zamieszczenie tego obrazka jest dziś moim obowiązkiem jako człowieka i jako katolika.

34 myśli na temat “Tęcza

  1. tęcza nie jako symbol przymierza tu występuje, lecz jako znak przewrotności charakterystycznej dla faryzeuszy – jeżeli już trzymać się starozakonnych klimatów to jest też napisane : Kapłańska 20:13
    „‚Jeśli mężczyzna współżyje z innym mężczyzną, obaj robią coś obrzydliwego. Mają być bezwarunkowo uśmierceni. Ich krew spadnie na nich.” – jednak nie tego uczy Kościół, można stąd wysnuć oczywisty wniosek że w kontekście katolickim nie każdy cytat pasuje do dowolnego obrazka

    Polubienie

  2. Jest to, o ile mi wiadomo, jedyne miejsce w Starym Testamencie, w którym potępiony jest homoseksualizm. W Nowym nie ma. W tejże Księdze Kapłańskiej 11,7 jest zakaz też spożywania wieprzowiny, 11,10-12 zakaz spożywania owoców morza (oprócz ryb mających łuski i płetwy). Jakoś wybiórczo traktujemy przepisy tej Księgi. Natomiast w przytoczonym przeze mnie cytacie z Księgi Rodzaju Bóg wyraźnie mówi o przymierzu, jakie zawarł ze wszystkimi istotami. Jak z wszystkimi, to z wszystkimi, z gejami też.

    Polubienie

  3. o tak. jest coś takiego jak aksjomat wyboru, polega on na tym że z dowolnego zbioru cytatów można wybrać te które nam pasują, W Nowym Testamencie w istocie nie ma potępienia, nie ma też akceptacji, (Jan 8.10) „Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz!».”

    Polubienie

  4. Po obejrzeniu „Tylko nie mów nikomu”, @Lolek miałeś rację – to jest mafia i trzeba zastosować w stosunku do niej działania adekwatne do zwalczania mafii.

    Polubienie

  5. Przecież o skandalach w polskim kościele wiadomo od co najmniej kilkunastu lat (a nawet jeszcze wcześniej: już w latach ’90 pisał o tym Urban), a pomimo tego nikt nic nie zrobił. Skoro przez tyle dekad nie ruszono tego szamba, to skąd nadzieja, że teraz nagle ktoś się tym zajmie? Owszem, aparat państwa pewnie zaostrzy procedury wobec „zwykłych” zboczeńców (jak wuefista Czesiu albo pan Kaziu grasujący po parku), ale jeśli chodzi o degeneratów w koloratkach, to nic się nie zmieni. Zawsze można powiedzieć, że ściganie sprawców to „atak na kościół, a więc atak na Polskę”, tym samym zamykając lewactwu gęby. Kościół sam się nie oczyści, bo nie ma w tym interesu, a też państwo mu w tym nie pomoże. Bo też nie ma w tym interesu.

    Druga sprawa – na polskiej prowincji istnieje chyba, niestety, ciche przyzwolenie na pedofilię (przyzwolenie to dotyczy oczywiście wyłącznie duchownych, innych grup zawodowych już nie). Pokazała to sprawa z Tylawy: wszyscy przez lata wiedzieli co się dzieje, cała wieś o tym plotkowała, a jednak ludzie wysyłali do tamtego księdza własne dzieci (i to pomimo że wcześniej sami rodzice często byli jego ofiarami, a więc dobrze wiedzieli czym to grozi). Nie potrafię sobie tego zachowania wytłumaczyć inaczej niż nieformalnym PRZYZWOLENIEM (nie wiem jak ludzie to sobie tłumaczyli, potrafię tylko zgadywać: że dotyk księdza jest inny niż dotyk murarza? że z księdzem to nie grzech?). To przyzwolenie jest też widoczne w wypowiedziach niektórych duchownych, próbujących rozwadniać winę sprawców („człowiek jest z natury grzeszny”, „dzieci lgną”, „szatan kusi kapłanów”, „to wina LGBT i przemysłu porno”) oraz niektórych polityków (słynne słowa Korwina-Mikke o „lekkiej pedofilii”).

    Polubione przez 1 osoba

  6. No popatrz, właśnie przed chwilą gdzie indziej pisałem o proboszczu z Tylawy. Gagatek robił, co robił bodaj od lat ’70, a już na pewno od ’80 – i nic. Ludzie albo nie wierzyli własnym dzieciom, albo nie uważali wyczynów księdza za jakość szczególnie naganne. No, ten ksiądz tak miał, trudno, cóż zrobić?

    Wrażliwość społeczna się zmienia, a na polskiej prowincji być może zmienia się szczególnie powoli. Coś, co kiedyś było dopuszczalne – może bez entuzjazmu, ale jednak – po iluś tam latach okazuje się niedopuszczalnym występkiem. W oskarowym filmie Spotlight obserwujemy dochodzenie, jakie na początku lat dwutysięcznych dziennikarze The Boston Globe prowadzą przeciwko dziesiątkom księży-pedofilów i kardynałowi, który ich ochraniał. Wszyscy zaangażowani w śledztwo są wstrząśnięci ogromem zła i zakłamaniem Kościoła. Raptem ktoś sobie przypomina, że ta sama redakcja już dziesięć lat wcześniej dysponowała listą licznych księży-pedofilów, którzy wszyscy znaleźli się na obecnej liście podejrzanych. Redakcja miała już ich nazwiska dziesięć lat wcześniej i nie zrobiła nic. Nie dość, że przestępców wówczas nie ukarano, to pozwolono, aby przez dziesięć lat krzywdzili kolejne dzieci. Dlaczego wtedy redakcja nie zareagowała? Któryś ze starszych pracowników tłumaczy, że ówczesne kierownictwo uznało, że temat „nie chwyci”, a w dodatku katoliccy czytelnicy gazety – liczni, bo to Boston – poczują się dotknięci i zwrócą się przeciwko gazecie.

    W filmie nie jest to powiedziane wprost, ale między wierszami (między kadrami) pada sugestia, że śledztwo ruszyło dopiero wtedy, gdy właściciel postanowił zmienić naczelnego gazety. Zasłużonego, podstarzałego Irlandczyka wysłał na emeryturę, a na jego miejsce przysłał jednego Żyda z Nowego Jorku. W dodatku nowy naczelny został w trakcie kurtuazyjnej wizyty bardzo niegrzecznie potraktowany przez kardynała.

    Któż więc przyjdzie do nas, aby zrobić tu porządek? Abp Scicluna?

    Polubienie

  7. @pfg
    Kto przyjdzie? A co to za różnica czy przyjdzie czy nie, i kto czy nikt? To jest przyspieszony początek końca KK w Polsce – w znaczeniu „rząd dusz” te rzeczy. Tego procesu nie da rady powstrzymać (świetnie) ani tym bardziej zawrócić. Jedyne pytanie brzmi jak szybko.
    To jest ten moment gdy się zakładamy się – na początek związki partnerskie i małżeństwa homoseksualne.
    Ja daję max 5-7 lat.
    Wypowiedzenie konkordatu – tak samo.
    Wyprowadzenie religii ze szkół – to samo.
    Słowem, za 5-7 lat zacznie się minium normalności na odcinku państwo-kościół.

    Polubienie

  8. @monday
    Mój wpis był nawiązaniem do dość starej rozmowy pomiędzy lolkiem a mną. Nie szło w niej o skandale bo te są znane od diabli wiedzą jak długiego czasu ale o ich interpretację. Ja stałem na stanowisku, że wyjątki nie czynią systemu zaś Lolek twierdził, że widzę tylko drzewa a nie las. Krótko mówiąc Lolek miał rację.

    Polubienie

  9. Cóż, normy społeczne zwykle mają charakter lokalny (dziś mniej niż kiedyś, bo dzięki przyspieszeniu obiegu informacji świat się nam zglobalizował) i podlegają zmianom (dziś szybciej niż kiedyś). Ponoć jeszcze po wojnie sądy na łódzkich Bałutach otrzymywały oficjalne wytyczne, by wykorzystywanie seksualne córek przez ojców traktować łagodnie, bo to taka miejscowa specyfika, a nie można przecież dużej części klasy robotniczej kryminalizować – trzeba raczej przyuczać, że już nie wolno. I jakkolwiek z dzisiejszej perspektywy brzmi to ponuro, to jednak z pragmatycznego punktu widzenia mogło to mieć trochę sensu. Trzeba chyba o obecnych relacjach z plebanem na polskiej wsi i w małych miasteczkach myśleć w podobny sposób: jako o żałosnych reliktach przeszłości, które trzeba możliwie jak najszybciej wyplenić, ale niekoniecznie skrajnie kryminalizując wydarzenia z przeszłości, lecz raczej skupiając się na ich całkowitym wykorzenieniu tu i teraz. Tego jednak bez głębokich zmian w polskim Episkopacie nie da się przeprowadzić.

    Nie ma się też co łudzić, że problem dotyczy tylko zapyziałej prowincji i osób duchownych. Chórzystów Polskich Słowików krzywdzono przez całe dziesięciolecia i wiedziało o tym wielu wpływowych ludzi.

    Polubienie

  10. Dwukrotnie bezskutecznie próbowałem podlinkować świeże artykuły w Wyborczej (o poleceniu policji przekazywania informacji o wszelkich próbach publicznego odtwarzania filmu Sekielskich) i oko.press (o zastanawiającej próbie przemycenia zmian w art. 199 kodeksu karnego). Czy jakiś filtr blokuje wpisy zawierające linki?

    Polubienie

  11. @yellow_tiger
    „początek końca KK w Polsce – w znaczeniu „rząd dusz” (…) Ja daję max 5-7 lat”

    Zazdroszczę koledze optymizmu. Koniec kościoła ogłaszano już wiele razy, a wciąż trwa jak skała i opoka, której bramy piekielne nie przemogą. Ja daję im 15-20 lat, i to przy dobrych wiatrach laicyzacyjnych. Nas może wykorzystywanie dzieci oburzać, ale – jak pisałem powyżej – na prowincji wciąż istnieje przyzwolenie na takie rzeczy. A raczej kultura zakłamywania rzeczywistości (na filmie jedna z ofiar przypomina sobie, jak w końcu powiedział matce: „ksiądz mnie krzywdzi, nie chcę już do niego przychodzić”, na co usłyszał: „jak śmiesz? wracaj do kościoła!”). No, jeśli rodzice bardziej wierzą OBCYM LUDZIOM (choćby to był sam ksiądz) niż WŁASNYM DZIECIOM, to ja nie mam pytań.

    Oprócz autorytetu, kościół ma jeszcze jeden atut: strategia oblężonej twierdzy przynosi korzystne dla niego rezultaty. Cementuje wiernych. Już o tym kiedyś pisałem, bodajże pod poprzednią notką @pfg. Nie chce mi się powtarzać argumentacji, więc dodam: hardkorowych wyznawców kościół ma w Polsce ok. 40% – i mniej więcej tyle wynosi elektorat PiS. Korzyść obopólna: my o was powiemy dobre słowo owieczkom, wy nam sypniecie groszem – tak działa cerkiew w Rosji. Kościół „toruński” świetnie się sprawdza u starszych, a dla młodzieży jest oferta specjalna – neoendecja i katonacjonalizm spod znaku Międlarów. Skoro mariaż cara z popem działa w Rosji, to czemu nie miałby w Polsce? W końcu mentalność mamy raczej wschodnią.

    To nie widownia filmu Sekielskiego (choć liczna) wygrywa w Polsce wybory. Wybory wygrywa Rydzyk, a większość jego słuchaczy raczej na YouTube nie zagląda. Tak, kościół pewnie podświadomie zdaje sobie sprawę z tego, że mariaż z prawicą mu na dłuższą metę zaszkodzi, ale kluczowe jest tutaj „na dłuższą metę”. Bo na krótką (jeszcze z półtorej, dwie dekady) będą napychać sobie kieszenie. Ale przede wszystkim chcą przeczekać obecnego papieża, bo jego ewentualna wymiana na prawicowca dałaby Jędraszewskiemu i jego kolegom trochę tlenu.

    Gdybym miał episkopatowi doradzać, to bym powiedział: idźcie w zaparte! Zaprzeczajcie wszystkiemu! Mówcie kłamstwa i relatywizujcie prawdę! Głoście, że ten film to „ohydne, lewackie oszczerstwa i wyjątkowo podły atak na kościół – kościół, bez którego nie istniałaby Polska i nie byłoby Polaków! Wypowiedzi księży-pedofilów zostały zmanipulowane, a Sekielski tłucze kasę, w końcu pod filmem podał numer konta! Szatan działa, a szczególnie upatrzył sobie świętą polską ziemię!”. Trump i Putin tak właśnie robią (zaprzeczają wszystkiemu, nieprzychylne media mieszają z błotem, a krytyków nazywają kłamcami) i – surprise! – ta strategia działa: wygrywają na byciu bezczelnym i są uwielbiani na prowincji. Gdyby zaczęli się tłumaczyć, gdyby okazali słabość – to już byłoby po nich. Oczywiście, że przy zastosowaniu takiej strategii kościół kiedyś w końcu przegra, tak jak przegrał w Irlandii, ale kupi sobie w ten sposób dużo czasu.

    Polubienie

  12. @x
    „Chórzystów Polskich Słowików krzywdzono przez całe dziesięciolecia i wiedziało o tym wielu wpływowych ludzi”

    O właśnie, dobrze że o tym przypomniałeś. Cały Poznań o tym wiedział, a nikt nic nie zrobił. Mało tego, nawet część rodziców nie chciała wierzyć własnym dzieciom, bo wypisanie z chóru oznaczałoby przyznanie się do porażki. Krolopp był dla nich autorytetem jak nie przymierzając ksiądz na wiosce. Podobna sytuacja miała miejsce w Wielkiej Brytanii, gdzie jakiś zbok-celebryta z BBC latami molestował dzieci, a szambo wybiło dopiero po jego śmierci. Czy amerykański król popu, którego dopiero dzisiaj strącają z piedestału. Ważnej personie wolno więcej – to nie jakiś byle maniak napastujący dzieci w parku. Obmacywanie przez zboczonego murarza to zwykłe molestowanie, a dotyk takiego paniska jak Krolopp czy Michael Jackson to wręcz zaszczyt i nobilitacja. Cóż – przywileje elit. Klasa wyższa ma swoje prawa.

    Polubienie

  13. 18mln. Połowa populacji Polski włączając dzieci i niemowlaki. Zdaję się, że ktoś od Rydzyka też to obejrzał.

    Polubienie

  14. @anuszka prosiła, żebym zmniejszył liczbę poziomów zagnieżdżenia komentarzy. Zrobiłem – i w efekcie znikła mi możliwość odpowiadania na komentarze, można tylko dodawać nowe. Trochę jak w starym bloxie. Wciąż się kiepsko orientuję w możliwościach WordPressa 😦

    @x – wygląda na to, że komentarze z linkami muszę zaaprobować.

    Polubienie

  15. 1. Rozpowszechniając takie obrazy bluźni Pan Matce Bożej tworząc jakiś związek pomiędzy Nią a grzechami sodomskimi. Bo takie ma znaczenie tęcza w tym kontekście – jest symbolem homoseksualizmu.

    2. „Jest to, o ile mi wiadomo, jedyne miejsce w Starym Testamencie, w którym potępiony jest homoseksualizm. W Nowym nie ma.” Słowa te wprawiły mnie w zdumienie. Do tej pory myślałem środowisko tzw. wykształconej katolewicy (Tyg Powszechny, GW itp) jest generalnie bardzo dobrze zorientowane w nauce KK. A chcąc zniszczyć dotychczasowy porzadek i wiarę jest czymś w rodzaju V kolumny w Kościele. Prawdopodobnie myliłem się. Wy po prostu nie znacie _treści_ katolickiej wiary! To trochę lepiej o was świadczy i jest zarazem jakąś nadzieją. Jest wiele pracy przed nami.

    3. Do rzeczy.
    Rz 1.26-27 „Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. 27 Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie”
    1Kor 6.9 „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą”

    4. Spodziewałem, że wykształcony katolik lubi i chce znać źródła, czyli że czyta Pismo św. A nawet jeśli nie miał ochoty/czasu to wypowiadając się w temacie chociaż wygugla „pismo św o homoseksualiźmie” i wejdzie w pierwszy link. Chociaż tyle.

    Naprawdę zachęcam do czytania Nowego testamentu, i do „Ortodoksji” Chestertona również 🙂

    Polubienie

  16. Program zarysowany przez pierwszy sobór był nawet skromniejszy:

    „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego, co konieczne. Powstrzymajcie się od ofiar składanych bożkom, od krwi, od tego, co uduszone, i od nierządu. Dobrze uczynicie, jeżeli powstrzymacie się od tego. Bywajcie zdrowi!” (Dz 15, 28-29)

    – a i tak liczni w Polsce katoliccy wytwórcy i konsumenci kaszanki mają go za nic.

    Polubienie

  17. Tak skromny, że nawet dekalogu nie nakazywał przestrzegać. Kiedyś to mieli dobrze.

    Żeby to tylko polscy kaszankowcy. Z pierwszego polecenia soboru już św. Paweł nic sobie nie robił:

    1Kor 10,27-29
    „Jeżeli zaprosi was ktoś z niewierzących a wy zgodzicie się przyjść, jedzcie wszystko, co wam podadzą, nie pytając o nic – dla spokoju sumienia. 28 A gdyby ktoś powiedział: «To było złożone na ofiarę» – nie jedzcie przez wzgląd na tego, który was ostrzegł, i z uwagi na sumienie. 29 Mam na myśli sumienie nie twoje, lecz bliźniego. Bo dlaczego by czyjeś sumienie miało wyrokować o mojej wolności?”

    Kto ma rozum ten zrozumie. A kto z podobnych fragmentów przez analogię wywnioskuje sobie, że już można sodomię uprawiać, ten błądzi mówiąc delikatnie.

    Polubienie

  18. @pfg „Nie, w żadnym wypadku nie bluźnię – nawet pomijając teologiczną wątpliwość, czy przeciwko Matce Boskiej w ogóle można bluźnić.”

    Dobrze nie wchodźmy w definicje, teologiczne niuanse, mimo że KKK twierdzi że można.

    Chciałbym po prostu zrozumieć na jakiej podstawie można popierać takie obrazy?
    – że tęcza nie oznacza tutaj symbolu lgbt i grzechów przeciwko naturze?
    – że oznacza, ale to czyny homoseksualistów nie są grzeszne?
    – coś innego?

    Napisał Pan w komentarzu, że Bóg zawarł przymierze również z gejami. A z pedofilami również? A co z czynami jednych i drugich?

    Przepraszam, jeśli pytania są zbyt natrętne. Jestem po prostu ciekawy jak myśli druga strona 🙂

    Polubienie

  19. Jak sądzę, grzeszna jest rozpusta, mówiąc naukowo, promiskuityzm, mówiąc potocznie, sypianie na lewo i na prawo byle z kim. Z całą pewnością grzeszne jest traktowanie ludzi jak rzeczy, w tym wypadku jako narzędzi do osiągnięcia przyjemności seksualnej. Jest to grzeszne niezależnie od tego, czy mówimy o stosunkach hetero- czy homoseksualnych. Stosunki homoseksualne nie są grzeszne z konieczności, ale mogą być grzeszne w sytuacjach jak wyżej.

    Nie bardzo rozumiem termin „grzechy przeciwko naturze”. Jeśli ktoś urodził się homoseksualistą, to czy dla takiej osoby „grzechem przeciwko naturze” byłby stosunek heteroseksualny? Chyba nie to mi pan chciał powiedzieć. Mówiąc poważnie, „grzech przeciwko naturze” to sformułowanie bardzo archaiczne, z czasów, gdy społeczeństwa, a właściwie osobne plemiona, potrzebowały mnóstwo żołnierzy i rolników oraz kobiet do rodzenia jednych i drugich. Wtedy homoseksualizm był godny potępienia, bo szkodził rozwojowi populacji. Ale obyczajowość, także ta opisana w Biblii, zienia się. Dziś na przykład nie uznalibyśmy za szczególnie moralne wyżynanie do nogi pokonanego plemienia, mężczyzn, kobiet i dzieci, co Izraelici przecież z lubością robili, upatrując w tym znaku łaski Bożej.

    A skoro Bóg stworzył i heteroseksualistów, i homoseksualistów, i osoby aseksualne, i osoby o nieokreślonej płci, a wszyscy oni są ludźmi, to Bóg z nimi wszystkimi zawarł przymierze.

    Pytanie o pedofilów ma pewnie być podchwytliwe? Otóż Bóg zawarł też przymierze z pedofilami *jako z ludźmi*. Żaden człowiek nie jest z tego przymierza z góry wyłączony. Jeśli natomiast ktoś jest pedofilem w sensie medycznym (nie jest zdolny do doznania satysfakcji seksualnej z osobą dorosłą), to ma pecha, że Bóg go czymś takim doświadczył i powinien swoje skłonności powściągać. A jeśli jest pedofilem „sytuacyjnym”, bo może, to grzeszy poniekąd zwyczajnie (*nie* w sensie grzechu lekkiego), gdyż po prostu krzywdzi innego człowieka, dziecko. Takie mamy przynajmniej *dzisiaj* poglądy, bo w czasach biblijnych małżeństwa dorosłych mężczyzn z bardzo młodymi dziewczętami uchodziły za rzecz całkowicie normalną, społecznie akceptowalną i nie budzącą gniewu Bożego.

    A czemu homoseksualista nie musi swoich skłonności powściągać? Bo akt homoseksualny – jeśli jest bez przemocy, z osobą dorosłą i świadomą i nie podpada pod kategorię promiskuityzmu – nikogo nie krzywdzi.

    Polubienie

  20. Ja sobie myślę, że ma swoją wagę ewangeliczne zalecenie „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” (Mt 7,1), a zwłaszcza zakaz nazywania swego brata (domyślnie: bliźniego) bezbożnikiem (Mt 5, 22). Nie dlatego, by człowiek był zwolniony z analizowania moralnych konsekwencji własnych i cudzych zachowań, ale dlatego, że ich osądzanie, zwłaszcza publiczne i w odniesieniu do konkretnych osób, bardzo łatwo może wyrządzić krzywdę, a jedną z największych krzywd jest odmawianie bliźniemu prawa do więzi z Bogiem. Chrześcijanie spowiadają się z własnych grzechów, nie z cudzych.

    Powoływanie się na konkretne cytaty z Pisma Świętego czy świętych Ojców Kościoła zawsze można przeprowadzić selektywnie dla udokumentowania pożądanej tezy. O rozbieżnościach między św. Pawłem a Apostołami z Jerozolimy było już wyżej, ale przykładów znajdzie się przecież mnóstwo. Ot, choćby nauczanie św. Augustyna o naturze łaski, które w walce z pelagianizmem było ortodoksyjne, ale już podjęte przez jansenistów stało się zgoła heretyckie. No cóż, jak widać nie tylko treść poglądów jest ważna, lecz i to, co o nich w danym momencie sądzi Kościół… Partia komunistyczna też zawsze miała jedynie słuszną linię, jeśli pominąć okresy błędów i wypaczeń.

    Litera zabija, Duch ożywia.

    Polubienie

  21. Ok, zaczynam po trochu rozumieć, ale nijak nie mogę zaakceptować. Twierdzenie, że mogą istnieć czyste stosunki homoseksualne, wydaje się sprzeczne z niezmiennym nauczaniem KK w tym temacie – po prostu. (pomijam ostatnie lata, bo to osobna bajka). Że nikogo nie krzywdzą? Zresztą można w ten sposób powiedzieć również o stosunkach przedmażeńskich czy rozwodach (przynajmniej niektórych) i ponownych związkach. A jednak „uświęcone” przez Kościół jest tylko współżycie między mężem i żoną. I co więcej, Kościół nie ma władzy tego zmienić, bo taką naukę dostał w spadku (Objawienie). Taki jest chyba protokół rozbieżności.

    Pytanie było raczej mało podchwytliwe. Ale właśnie pedofile i homoseksualiści (w sensie medycznym) mają takiego samego pecha.

    „Nie bardzo rozumiem termin „grzechy przeciwko naturze””. Aj, miałem na myśli tzw. grzech wołający o pomstę do nieba. A o pożyciu przeciwnym naturze pisał św Paweł.

    Polubienie

  22. „Niezmienne” – gdzieś tak od Konstantyna po pokój westfalski – „nauczanie KK” w kwestii współistnienia z innowiercami i ogólniej relacji KK z władzami świeckimi, nagle uległo znaczącym zmianom, które to zmiany znacząco przyśpieszały w miarę utraty terytoriów Państwa Kościelnego i sekularyzacji Europy. Duch wieje, kędy chce.

    Polubienie

  23. No tak, stosunki przedmałżeńskie – z zastrzeżeniami jak poprzednio – jako takie nikogo nie krzywdzą. Z tym uświęceniem i niezmienną w tym zakresie prawdą objawioną rzecz nie jest taka oczywista, bo przecież się historycznie zmieniała: Kościół niekiedy aprobował rozwody – niezgodnie z doktryną, ale kto by się tam czepiał – pojęcie „dziewicy konsystorskiej” to nie jest wymysł współczesnych lewaków, kanoniczna forma ślubu pomiędzy członkami pospólstwa to w ogóle jest nabytek średniowieczny, a to, co dzisiejszy Kościół wyczynia z „unieważnieniami małżeństwa” (ze szczególnym pozdrowieniem dla marszałka Kuchcińskiego) faktycznie woła o pomstę do nieba. Z kolei różni możni panowie, którzy obracali swoje liczne służące albo gwałcili kobiety wroga podczas wojny, często uchodzili za wzorce chrześcijańskich cnót.

    Rozwód bo ty mi się znudziłaś, bo ty mi się znudziłeś, a już zwłaszcza, bo sobie znalazłem młodszą od ciebie kochankę, stać mnie, istotnie nie wydaje mi się zdarzeniem godnym moralnej pochwały. Ale w sytuacji, gdy jedna strona (w olbrzymiej większości mężczyzna) jest domowym tyranem, który bije, poniewiera żonę i dzieci, a do tego jeszcze często pije i okrada własną rodzinę, rozwód może być wybawieniem. Czemu stronę, która cierpiała w takim nieszczęsnym małżeństwie, dodatkowo karać przymusem dozgonnej wstrzemięźliwości?

    Polubienie

  24. „Kościół niekiedy aprobował rozwody – niezgodnie z doktryną” No właśnie – niezgodnie z doktryną. Nie znam sytuacji, aby Kościół kiedykolwiek nauczał doktryny zezwalającej na rozwody. Kościół oczywiście w rozumieniu Urzędu Nauczycielskiego, a nie działań jakichś duchownych. O obecnym unieważnianu małżeństw to zgoda, szkoda gadać.

    „Czemu stronę, która cierpiała w takim nieszczęsnym małżeństwie, dodatkowo karać przymusem dozgonnej wstrzemięźliwości?” – Trzeba by się zapytać św. Pawła, a nawet samego Pana Jezusa, bo to od Niego mamy to ograniczenie. A poważnie, myślę źe jest wiele na ten temat napisane, chociaż nic teraz nie wskażę. Jeśli o mnie chodzi, powiem tylko tyle, że to krzywdzenie nie musi być od razu widoczne. Ta krzywda ukaże się prędzej czy później. Czy to w życiu tych ludzi, czy nawet szerzej, w całej tkance społecznej.

    Polubienie

  25. Pan chyba nie lubi słowa „niezmienny” 🙂 A jednak właśnie niezmienność wiary jest zasadnicza. Wyznajemy wiarę katolicką, bo wierzymy że jest prawdziwa i stąd niezmienna. A to dlatego że jest objawiona od Boga, który jest niezmienny i ani kłamać ani mylić się nie może. Gdybyśmy uznawali, że treść wiary to tylko zmieniający się wytwór ludzki, to bycie katolikiem byłoby zwyczajną głupotą. A tak zdaje się twierdzą/twierdzili moderniści.

    Z listu do Galatow:
    „6 Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść4 do innej Ewangelii. 7 Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. 8 Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty! 9 Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście – niech będzie przeklęty!”

    Gdyby treść naszej wiary nie była niezmienna te słowa nie miałyby sensu. A na cytaty powołuję się nie dla uzasadnienia jakichś swoich tez, ale tego co Kościół od poczatku głosi.

    Polubienie

  26. A to ciekawe z tą niezmiennością. Bo np. dogmaty o Trójcy Świętej i sporą część tego, co obecnie uważa się za podstawy ortodoksji, sformułowano wychodząc poza Biblię i posługując się językiem i pojęciami greckiej filozofii, skądinąd ładne parę wieków po śmierci ostatniego z Apostołów i w atmosferze nader dalekiej od jednomyślności, trudno więc dopatrywać się tu kodyfikacji jakiejś spójnej tradycji ustnej. O znaczenie terminów filozoficznych użytych w nicejskim wyznaniu wiary do dziś spierają się filologowie, historycy i teologowie, bo nie są jednoznaczne, a konkretne wyjaśnienia, co też czcigodni ojcowie soborowi raczyli myśleć, na ogół się nie zachowały, co najwyżej bardzo pośrednio można się ich domyślać (np. z zachowanych polemik czy opisów poglądów potępianych jako heretyckie; z czym zresztą też trzeba ostrożnie, bo co w jednej epoce było ortodoksją, w innej mogło już stanowić herezję).

    Polubienie

  27. @x „A to ciekawe z tą niezmiennością.[…]”
    Rzeczywiście temat jest ciekawy, nie taki oczywisty i stąd często źle rozumiany. Mam na półce „Tradycję kontra modernizm” kard. Billota, która dokładnie o tym traktuje, ale choćbym chciał to nie będę potrafił dać tutaj całej odpowiedzi, bo ja żem prosty człowiek 🙂 Mogę co najwyżej odnieść się do kilku rzeczy.

    1. x: „sformułowano wychodząc poza Biblię” – Oprócz Biblii mamy drugie źródło Objawiania – Tradycję. Tradycja to nie jest tylko otrzymana treść wiary, ale raczej cytując kard. Billota „[…] trwającym na przestrzeni wieków głoszeniem przez następców apostołów, obdarzonym charyzmatem nieomylności, tego Objawienia, które głosił najpierw sam Chrystus, a następnie Jego apostołowie, pouczeni przez Ducha Świętego”.

    2. x: „posługując się językiem i pojęciami greckiej filozofii” – Możnaby wyróżnić trzy etapy rozwoju doktryny. 1st Prosta wiara (zobaczy Pan np. na wikicytatach o Trójcy Świętej, te od najpierwszych Ojców). Jasnym jest że były to sformułowania dość ogólne. 2nd Dołączanie wyjaśnień, bo np. domagali się ich poganie czy Żydzi. 3rd Precyzyjne wyjaśnienie dogmatu, jako efekt pojawiania się różnych kontrowersji. I nie wiem dlaczego problemem może być używanie w tym celu pojęć greckiej filozofii. Jeżeli np. „współistotność” najlepiej wyrażała prawdę w którą Kościół wierzył, to trzeba było użyć tego sformułowania, żeby dać odpór powstającym herezjom.

    3. x: „bo nie są jednoznaczne” – Zatrzymując się przy „współistotności”, chociaż nie wiem czy to miał Pan na myśli. Kościół wie co rozumie pod tym terminem – wie jaką prawdę otrzymał. Jeżeli nawet termin pozostawia jeszcze jakieś pytania/niejednoznaczości dla pewnych osób, to co z tego? Przecież Kościół nigdy nie twierdził, że opisują one Boga w sposób najzupełniej kompletny, że już nic do dodania o Bogu nie ma. Takie opisanie Boga jest niemożliwe.

    Polubienie

  28. @”Kościół wie, co rozumie pod tym terminem.” @Tradycja

    Wie, jak to sobie dzisiaj interpretuje. Jeśli chodzi o sam koncept Trójcy Świętej i relacje pomiędzy Jej Osobami, to ani w Starym, ani w Nowym Testamencie niczego o Trójcy nie ma. Owszem, znajdzie się parę miejsc, w których pojawia się wyliczanka Osób (Mt 28, 19 – choć nawet z tym fragmentem, jak wiadomo, jest spory problem, bo wyliczanka mogła się pojawić w późniejszej redakcji tekstu; w innych miejscach Nowego Testamentu jest mowa albo o chrzcie w imię Jezusa, albo o chrzcie Duchem Świętym, a nie w formie podanej w Mateuszowej Ewangelii), ale nic na temat tego, że stanowią Trójcę (triad z wyliczanek w Piśmie Świętym będzie więcej, ale przecież nikt licznych wystąpień triady Abraham-Izaak-Jakub nie interpretuje w ten sposób, że stanowią oni jakąś unię hipostaz). Owszem, jest trochę miejsc, w których mowa jest o relacji pomiędzy Osobami Trójcy, zwłaszcza w Ewangelii Janowej, tyle że owe Osoby nie występują tam jeszcze jako Osoby Trójcy, a jako Ojciec, Syn i Duch. Myślenie trynitarne w ogóle nie wydawało się Dwunastu i im współczesnych interesować bardziej niż, powiedzmy, relacja pomiędzy darwinowskim ewolucjonizmem a opisem stworzenia świata z Księgi Rodzaju – najzwyczajniej w świecie nie stawiali sobie takich pytań, więc i nie próbowali udzielać odpowiedzi. U ojców apostolskich (następne pokolenie autorów chrześcijańskich) też cisza. Św. Ireneusz z Lyonu – cisza, a nawet gorzej, jego pisma bywały potem pożywką dla antytrynitarzy; o Synu i Duchu pisał jako o „rękach Boga”, a nie jako o Osobach, a tyle się przecież napolemizował z gnostykami i ich heretyckimi (w jego rozumieniu, i w rozumieniu dzisiejszego chrześcijaństwa głównego nurtu) koncepcjami, że niewątpliwie dałoby mu to okazję do wyklarowania otwarcie poglądów trynitarnych – ale nic z tych rzeczy. No właśnie: to gnostyków takie sprawy zajmowały, to od nich zapewne wyszedł w ogóle koncept i grecka nazwa współistotności. Prawdopodobnie dopiero wtedy, gdy ferment gnostycki zaowocował dziesiątkami najróżnorodniejszych egzotycznych konceptów dotyczących natury Jezusa, Ducha Świętego itd., a rozsiani po dużych obszarach biskupi zabrali się do konceptów tych zwalczania, wyrosły pierwsze chrześcijańskie odpowiedzi na powstałe pytania. I nie, nie były to bynajmniej odpowiedzi jednolite, świadzące o jakiejś wspólnej linii poglądów ustalonej przez Dwunastu czy depozycie wiary przechowanym od czasów Wcielenia – co biskup, to inny pomysł, a żarli się ci biskupi między sobą, aż miło.

    Dopiero Konstantyn zebrał to towarzystwo razem i zmusił do wypracowania wspólnego stanowiska (na wszelki wypadek doglądając przebiegu obrad ze złotego, ale skromnego zydelka), bo mu spory religijne funkcjonowanie cesarstwa zakłócały. Podpisali co trzeba, w formie możliwie mętnej, więc sprzyjającej uzyskaniu zgody na podpis, rozjechali się i zaraz zaczęli każdy inaczej interpretować, co podpisali, wykreślać podpisy i co tam jeszcze. No, ładny mi przejaw Tradycji. Oczywiście można wyszukać już wtedy także takie wątki myśli, które zgodne są np. z obecnym katolickim rozumieniem dogmatu o Trójcy, ale jednak znacznie więcej takich, które są z nim mniej lub bardziej sprzeczne.

    Nie, wiara chrześcijańska nie jest niezmienna; na soborze w Nicei dokonano jednego z serii wyborów, a te akty wyboru zmieniły chrześcijaństwo. Można uważać, że jest to ta sama wiara, co wiara pierwszych Apostołów, ale nie sposób w zgodzie z faktami utrzymywać, że jest taka sama. Nie jest – zmieniła się tak radykalnie, jak człowiek, który z oseska wyrasta na młodzieńca, a potem się starzeje. Niezmienna i niewzruszona Tradycja to konstrukt narracyjny, sposób, w jaki patrząc wstecz próbujemy rozwój wydarzeń, który miał miejsce, przedstawić jako nieunikniony. Zaś traktowana bezrefleksyjnie stanowi obronny mechanizm zaprzeczenia (schemat „owszem, byli tacy, co podawali się za chrześcijan, a głosili rzeczy sprzeczne z dzisiejszym katolickim systemem dogmatycznym, więc najwidoczniej wcale nie byli chrześcijanami, szach mat” nie różni się bardzo od „owszem, byli nieliczni tacy szmalcownicy, którzy uważali się za Polaków, ale czyn tak podły jak szmalcownictwo wyklucza ze wspólnoty szlachetnego polskiego Narodu, więc nikt z Polaków nie był szmalcownikiem, a w ogóle chcesz w ryj?”) i nieuczciwość intelektualną.

    Polubione przez 1 osoba

  29. Ogólnie rzecz biorąc mam wrażenie, że Pana spostrzeżenia wpisują się w te trzy etapy rozwoju doktryny o których pisałem – tylko że wyciągamy z tych spostrzeżeń odwrotne wnioski.

    @ „Wie, jak to sobie dzisiaj interpretuje.” Oczywiście nie. Odpowiem Pana własnymi słowami: „Oczywiście można wyszukać już wtedy także takie wątki myśli, które zgodne są np. z obecnym katolickim rozumieniem dogmatu o Trójcy” – dokładnie, chodzi o taką właśnie interpretację.

    @ „tyle że owe Osoby nie występują tam jeszcze jako Osoby Trójcy, a jako Ojciec, Syn i Duch” – To że występują jako Ojciec, Syn i Duch jest już wystarczające.

    @ „najzwyczajniej w świecie nie stawiali sobie takich pytań, więc i nie próbowali udzielać odpowiedzi” – Myślę odwrotnie. To byłoby tak naturalne stawiać sobie pytania: kim jest Ojciec? kim jest Syn (chciaż Go poznaliśmy)? kim jest Duch? Nie wiemy na ile Bóg dał im poznać te tajemnice, natomiast *nie* ma potrzeby uznawać, że znali je dokładnie w sposób sformułowany w Credo.

    @ „o Synu i Duchu pisał jako o „rękach Boga”, a nie jako o Osobach” Tak, ale pisał również o Synu i Duchu tak jak pisze się o osobach, a nie używając pojęcia osoby. W ogóle należy mieć świadomość, że Ojcowie Kościoła wyjaśniając kwestie doktrynalne, które przecież nie były jeszcze dokładnie zdefiniowane, używali nieraz wyrażeń, które może wtedy pomagały lepiej zrozumieć zagadnienie, a dziś już tylko zaciemniają. Ale skoro można te wyrażenia rozumieć po katolicku (np. „ręce Boga”), to należy to uczynić.

    @ „Można uważać, że jest to ta sama wiara, co wiara pierwszych Apostołów, ale nie sposób w zgodzie z faktami utrzymywać, że jest taka sama. Nie jest – zmieniła się tak radykalnie, jak człowiek, który z oseska wyrasta na młodzieńca, a potem się starzeje.” Czy użycie słów „taka sama” jest tutaj uprawnione czy nie ma znaczenie pięciorzędne. A już w ogóle bez znaczenia jest próba określenia stopnia zmiany. Co z tego jak ktoś nazwie różnicę między „prostą” wiarą apostołów, a pełniej określoną w kolejnych wiekach? Zasadniczą kwestią jest tylko i wyłącznie czy zdefiniowane dogmaty są prawdziwe czy fałszywe, zgodne z nauczaniem apostolskim czy mu przeciwne.

    Dlatego dla uściślenia, bo nie wiem czy się dobrze rozumiemy: Przez niezmienność doktryny Kościół nie rozumie tego, że apostołowie otrzymali skończony zbiór prawd, i nic do tego zbioru nie można dodać ani nawet doprecyzować lub nadać lepsze sformułowanie. Jest wręcz przeciwnie. Np. wiele prawd jest implicite zawartych w Objawieniu. I Kościół wydobywa te prawdy – „A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem.” (J 14,25)
    Niezmienność dla mnie oznacza, że Kościół nie władzy zmienić (tzn. *zaprzeczyć*) tego co do tej pory nauczał jako prawd wiary, a w szczególności już raz ogłoszonych dogmatów. (nie wchodzę w temat różnych kwalifikacji teologicznych)

    @ „na soborze w Nicei dokonano jednego z serii wyborów, a te akty wyboru zmieniły chrześcijaństwo” I tutaj jest chyba sedno. Dla Pana tak jakby z jakiegoś powodu istnienie wielu możliwości wyboru (różnych herezji obok prawdy) implikowało niemożliwość wskazania tego właściwego. Ale skąd ten „imposybilizm”? Może to przez wstępne założenie, że Kościół jest instytucją czysto ludzką, czyli omylną? Tak, ludzie są omylni i kryzys ariański doskonale to pokazuje. Ale Kościół jest czymś więcej, i dlatego jako katolicy wierzymy, że głoszona nauka jest prawdziwą i apostolską, bo uwierzyliśmy obietnicy danej przez Pana Jezusa. Dodatkowo, ja rozumiem, że można nie być katolikiem i tego nie uznawać, ale nie sposób w zgodzie z faktami wykazać sprzeczność pomiędzy wiarą apostółów a późniejszą. Argument o różnych interpretacjach sam Pan sobie obalił.

    Polubienie

  30. @nie wchodzę w temat różnych kwalifikacji teologicznych

    A to bardzo wygodnie. Bo jak już odpuścimy sobie detale, to metodą swobodnego wyboru możemy dowodzić w zasadzie czegokolwiek. Jeśli zaś detalom się przyjrzymy, to musimy zadać sobie pytanie o historię handlu odpustami albo dlaczego debatę teologiczną z Janem Husem sobór w Konstancji toczył przy użyciu stosu – i ile w tym było działania Ducha Świętego.

    Nie tylko Kościół stawał przed takimi dylematami – np. naziści, ustami Göringa, wynaleźli na rozstrzyganie kłopotliwych wątpliwości prostą odpowiedź: „O tym, kto w Luftwaffe jest Żydem, decyduję ja” (i takie podejście rzeczywiście może całkiem nieźle działać!). Katolik może oczywiście wstępnie założyć, że Duch Święty wystarczająco oświeca papieża, sobór i kogo tam jeszcze trzeba, by oficjalne nauczanie Kościoła było zawsze zgodne z niedostępną nam być może bezpośrednio, ale niezmienną prawdą; sęk w tym, że skoro w wielu kwestiach szczegółowych oficjalne nauczanie Kościoła zmienia się z biegiem lat (niekiedy wręcz w tę i z powrotem), to i owa niezmienna prawda musiałaby się zmieniać. Chrześcijanie mogą i tu znaleźć wyjście, interpretując słowa „dam ci klucze Królestwa Niebios; i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie” (Mt 16, 19) w taki sposób, że papież czy Kościół otrzymali władzę zmieniania owej prawdy – ale skoro tak, to nie jest to prawda niezmienna i za jakiś czas lub wręcz niebawem może ponownie ulec zmianie. Przy takim podejściu wiara redukuje się jednak do  ślepego posłuszeństwa, a historia zyskuje wymiar iście Orwellowski (kto był wrogiem Oceanii w „Roku 1984”?).

    Proszę zauważyć, że patrząc wstecz wystarczająco szeroko, zawsze zdołamy się doszukać jakiejś wąskiej ścieżynki poglądów potwierdzających późniejszy rozwój wydarzeń i np. stwierdzić, że już starożytni Grecy świadomi byli atomistycznej struktury materii, bo Demokryt z Abdery itd., gładko prześlizgując się przy tym nad fundamentalną różnicą pomiędzy czysto spekulatywnym atomizmem starożytnym a empirycznym atomizmem czasów nowożytnych. I w zacieku na oknie można zobaczyć anioła.

    Na przykład znaczenie formuły „extra Ecclesiam nulla salus” ściśle zależy od tego, jak definiuje się Kościół – skoro jednak pojmowanie granic Kościoła podlega istotnym zmianom w biegu historii, to i nauczanie Kościoła o zbawieniu się zmieniło, zmienia i zapewne będzie zmieniać. Udawanie, że nic się nie zmieniło tylko z tego powodu, iż nowe treści podkładamy pod stare słowa, jest właśnie tym: udawaniem. Ślepa wiara w nieomylność Kościoła różni się od ślepej wiary w nieomylność partii komunistycznej głównie tym, jakiej instytucji ślepo się wierzy. Oczywiście wierzyć wolno każdemu, w co zechce, ale już zdolność do przekonania innych do prawdziwości własnych przekonań zależy od jakości prowadzonych rozumowań. W końcu skrajny solipsyzm czy teorie spiskowe też perfekcyjnie unieważniają argumenty przeciwko nim skierowane. Kościół potrafi z modlitwy za „perfidis Judaeis” przejść gładko do postrzegania Żydów jako starszych braci w wierze albo słowa „lud, który niegdyś był narodem wybranym” zmienić na „naród pierwszego wybrania” i udawać, że nic się w zasadzie nie stało – lecz nie sposób nie spytać: co takiego stało się w tej sprawie z nieomylnością Kościoła (albo przez kilkanaście wieków kiedyś, albo obecnie)?

    Ja nie mam kłopotu z wiarą w obiecaną przez Jezusa szczególną opiekę Ducha Świętego nad Kościołem. Mam natomiast poważny kłopot z roszczeniami mojego Kościoła do nieomylności wbrew faktom.

    Polubienie

Dodaj komentarz