Najbliższe otoczenie Jarosława Kaczyńskiego pokłada w partii Roberta Biedronia ogromne nadzieje,
pisze Cezary Michalski w najnowszym Newsweeku. Taki jest generalny ton komentatorów związanych z Platformą Obywatelską/Koalicją Obywatelską czy tylko z nimi sympatyzujących: Partia Wiosna, którą tworzy Robert Biedroń, będzie przede wszystkim żerować na Koalicji Obywatelskiej, podbierać jej działaczy i wyborców, a to, zważywszy na kształt naszej ordynacji wyborczej, będzie sprzyjać PiSowi, nawet jeśli stanie się tak wbrew intencjom samego Roberta Biedronia.
Wiosna, z dokładnością do fluktuacji, nie odbierze głosów PiSowi. Odbierze trochę Kukizowi i SLD, zapewne połknie śladowy elektorat Razem, ale głównie będzie rosnąć kanibalizując Platformę i Nowoczesną. To, w istocie, byłby prezent dla PiSu.
Tak jednak nie musiałoby się stać, gdyby Biedroniowi udało się zmobilizować tych wyborców, którzy bez Wiosny zostaliby w domu. Mam na myśli przede wszystkim wyborców najmłodszych. To prawda, że w 2015 największym w tej grupie poparciem cieszył się PiS a za nim szła nasza pożal się Boże alt-prawica, ale to w tej grupie była też największa absencja wyborcza. Jest więc kogo mobilizować. Ci młodzi wyborcy, którzy nie zagłosują na PiS ze względu na ich stosunek do Kościoła, nie na PiS czy alt-prawicę ze względu na praktykowane przez nich archaiczne formy patriotyzmu, nie na SLD, bo to leśne dziadki, nie na Razem, bo to hipsterzy, o których nikt nie słyszał, ale też nie na Koalicję Obywatelską, którą widzą jako mieszankę gospodarczych neoliberałów i kunktatorów w sprawach obyczajowych, mogliby zagłosować na Biedronia. Wyraźnie antyklerykalne – ale nie antyreligijne, żeby nie zrażać bardziej tradycjonalistycznych wyborców! – hasła Wiosny, w połączeniu z ogólnym entuzjazmem i kreowanym wizerunkiem świeżości, mogłyby tych wyborców zmobilizować. Gdyby tych zmobilizowanych, którzy nie mogąc głosować na Biedronia, gdyby go nie było, wybraliby absencję, było więcej, niż głosów odebranych Koalicji Obywatelskiej, efekt netto wkroczenia Wiosny do polityki mógłby być korzystny z punktu widzenia starań o odsunięcie PiS od władzy. Byle tylko Robertowi Biedroniowi na tym zależało…
Nie wiem jednak czy tak jest. Cytowany przez Michalskiego Jarosław Flis, socjolog i znawca systemów wyborczych, powiada, że Wiosna może walczyć wyłącznie o wielkomiejskich, liberalnych wyborców, zresztą nie z grupy najmłodszej, ale tej o oczko starszej.
Przejęcie wyborców Nowoczesnej, którzy bez entuzjazmu wracali do PO, a nie wchłonięcie SLD czy Partii Razem, to priorytet nowej partii Roberta Biedronia,
pisze Michalski.
Pośrednio potwierdza to publicysta Liberte!, pisząc, iż w wielu miejscach partię Wiosna tworzą ci sami ludzie, którzy cztery lata temu tworzyli Nowoczesną, a jeszcze wcześniej Ruch Palikota. Podobnie, czytając wywiad z Beatą Maciejewską, „ekspertką Wiosny do spraw zrównoważonego rozwoju”, odnoszę wrażenie, że partia ta apeluje do wyborcy mieszkającego samodzielnie i względnie dobrze sytuowanego, a więc raczej nie do tego z najmłodszej grupy wiekowej, który dotąd nie zwracał uwagi na sprawy publiczne. Maciejewska, odnosząc się do postulatu zamknięcia wszystkich kopalń węgla do 2035, mówi:
Potrzebujemy zmiany nawyków, nowego sposobu myślenia o energii i przebudowania systemu energetycznego. Większość z nas to zresztą robi w swoim codziennym życiu. Wymieniamy sprzęt na bardziej energooszczędny, regulujemy ciepło, wymieniamy oświetlenie na LED-owe.
Wszystko fajnie, ale to nie jest argument skierowany do wyborcy, który w ogóle nie ma zamiaru głosować, a „wymiana sprzętu” jest dla niego pojęciem abstrakcyjnym.
Jeśli chodzi o program, to jest on „progresywny”, ale szalenie niekonkretny: wysokie emerytury obywatelskie, radykalne skrócenie kolejek do lekarzy-specjalistów, dekarbonizacja gospodarki. Nie wiadomo co prawda, jak to wszystko sfinansować, a podawane przez Wiosnę szacunki są bardzo mocno zaniżone, ale tym się Robert Biedroń i jego zwolennicy nie przejmują. Plus, jak już pisałem, radykalne – jak na warunki polskie! – postulaty antyklerykalno-obyczajowe, paradoksalnie, najtańsze do wprowadzenia. Wydaje mi się, że Biedroniowi chodzi głównie o przyciągnięcie wyborców, nie zaś o realizację obietnic wyborczych. Z jednej strony jest to niezbyt uczciwe, a z drugiej szalenie polskie: jakoś to będzie!
Ale najbardziej niepewnym elementem partii Roberta Biedronia jest sam Robert Biedroń. Polityk ten z pewnością obdarzony jest sporą charyzmą, jest typem celebryty-showmana – co akurat może się sprawdzać w przyciąganiu wyborców – ale jest w nim coś z pozera. Przede wszystkim przedstawia się jako nowa jakość w polityce, człowiek świeży, nieskażony władzą – iluż przed nim to już robiło? – a faktycznie długie lata był w SLD, kandydował z ramienia tej partii do Sejmu, gdzie w końcu wszedł wraz z Palikotem. Nic wielkiego jako poseł nie osiągnął, ale się wylansował. Zrezygnował z mandatu, wygrał wybory na prezydenta Słupska, ale nie zrealizował wielu obietnic wyborczych (zgoda, nie była to wyłącznie jego wina). Nie ubiegał się o reelekcję, ale stanął do wyborów na radnego. Mandat zdobył, ale go nie objął: pociągnął listę, ale być może zawiódł tych, którzy jemu osobiście zaufali. Teraz mówi, że chce zostać premierem, ale wystawia partię do eurowyborów, choć na partyjnej konwencji nie powiedziano dosłownie niczego na temat polityki europejskiej. Sam Biedroń zapowiada, że stanie do eurowyborów, ale mandatu nie obejmie: jak w Słupsku pociągnie listę, a zdobyty przez niego mandat obejmie ktoś inny. Na pierwszy rzut oka taka zapowiedź jest uczciwa, ale przecież wiadomo, że wiele osób głosując „na Biedronia” faktycznie wprowadzi do Parlamentu Europejskiego jakichś działaczy, którzy być może budzą ich znacznie mniejszy entuzjazm. A dalej co? Premierem Robert Biedroń jednak nie zostanie, więc po kilku miesiącach zrezygnuje z mandatu żeby stanąć do wyborów prezydenckich? Toż to jest czysty lans, nie zaś uprawianie polityki rozumianej jako służba publiczna.
Tymczasem zaś osoby nieprzychylne Robertowi Biedroniowi, nieprzychylne, choć nienapastliwe, przypominają, jak Biedroniowi jeszcze jako działaczowi LGBT w czasie różnych kampanii na rzecz praw tego środowiska bardziej zależało, żeby to jego zapamiętano, nie zaś, żeby kampania odniosła skutek. Teraz zaś Biedroń blokuje na Twitterze wszystkich, którzy wyrażą się bez dostatecznego entuzjazmu o nim lub o programie jego partii. Tak, jakby mu nie zależało na przekonywaniu wątpiących, ale na zdobywaniu wyznawców.
Rekapitulując, jeżeli Robertowi Biedroniowi uda się skłonić dużą grupę wyborców, którzy dotąd nie szli głosować, do udziału w wyborach, jego wejście do ogólnopolskiej polityki będzie można uznać za korzystne. Nie zrealizuje on, co prawda, znacznej części swoich postulatów, co jedni mu wybaczą – każdy w kampanii wyborczej obiecuje gruszki na wierzbie – ale inni poczują się rozczarowani, oto bowiem okaże się, że kolejny „nowy” polityk obiecuje jedynie gruszki na wierzbie. Inna rzecz, że nowi wyborcy, których Biedroń mógłby przyciągnąć, w mniejszym stopniu kierowaliby się postulatami ekonomicznymi. Oni zdecydują biorąc pod uwagę sytuację społeczno-obyczajową.
Jeśli jednak siła partii Roberta Biedronia oparta będzie przede wszystkim na głosach odebranych Koalicji Obywatelskiej, jego udział w wyborach będzie destruktywny z punktu widzenia walki politycznej z PiS, czyli z walki o zachowanie Polski jako kraju demokratycznego, wiernego europejskim wartościom. Na razie wiele wskazuje na tę właśnie możliwość.
Czas pokaże. Ja sam na razie jego formacji nie potępiam, ale też patrzę się na nią z bardzo dużym sceptycyzmem.

Magdalena Ogórek. Dwie wieże. Jurny Stefan. Ewa Kopacz i dinozaury. Problemy Misiewicza. Dwórki Glapińskiego. Nowa afera mięsna (dla Polski gigantyczna katastrofa wizerunkowa). Sylwester syna Czarneckiego. Korupcja w KNF. Skandal goni skandal, afera goni aferę. To, co dziś jest skandalem i wiadomością dnia, pojutrze będzie zapomniane, gdyż wybuchnie kolejna afera, co najmniej tak samo obrzydliwa, jak poprzednie.
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.