Jeden z komentatorów jednego z poprzednich wpisów, zwolennik Razem, stwierdził, że ta formacja ideowa, rozumiana szerzej niż jako struktury partyjne i jej członkowie, zajmuje się
budowaniem od podstaw lewicy w kraju niemal pozbawionym tradycji lewicowej.
Polska jako kraj niemal pozbawiony tradycji lewicowej? To bardzo frapująca obserwacja. Z dwu powodów.
Po pierwsze, zwolennicy Razem nakładają na liberałów całą moralną i polityczną odpowiedzialność za to, że polska młodzież jest prawicowa, co się miało dokonać w latach 1989-2015. Jeśli jednak Polska w istocie była niemal pozbawiona tradycji lewicowej, to jakim cudem młodzież miałaby być lewicowa, skoro nie było lewicy, od której mogłaby się uczyć? No, mogłaby być bezideowa. I w gruncie rzeczy w większości jest bezideowa, a oskarżyciele liberałów biorą krzykliwą część za całość.
Po drugie, zdumiewa, naprawdę głęboko zdumiewa mnie u polskiego lewicowca negowanie dorobku polskiej lewicy. To prawda, że w II RP dominowała endecja i też dość nacjonalistyczne partie chłopskie z jednej i bezideowo-propaństwowa partia władzy (BBWR) z drugiej strony, ale PPS był ważną siłą polityczną. (Pomijam tu komunistów oraz całkiem silne organizacje polityczne mniejszości narodowych, głównie żydowskie.) Był wybitny polityk lewicowy, Ignacy Daszyński, byli inni, mniej wybitni, ale lepiej znani ze względu na ich losy w czasie WWII i po, tacy jak Tomasz Arciszewski, Adam Ciołkosz, Kazimierz Pużak czy kilku innych. Jeśli chodzi o dorobek intelektualny, to lewicowcem, jak na swoje czasy, był Stanisław Brzozowski, postać intelektualnie wielka, zniszczona fałszywymi oskarżeniami o agenturalność. W międzywojniu mieliśmy wprost zatrzęsienie lewicowych, a przynajmniej lewicujących pisarzy i poetów, a jeśli za wartości lewicowe uznać antyklerykalizm i prawa kobiet, to ich głosicielami były postacie tego kalibru, co Boy i Irena Krzywicka.
Część z tych ludzi pomarła jeszcze przed 1939, część zamordował totalitaryzm jeden lub drugi, część wyemigrowała. W ten sposób przestali na bieżąco wpływać na stan ducha w Polsce i stopniowo popadali w zapomnienie, a całą tradycję lewicową zawłaszczyła PZPR, postrzegana w Polsce nie tyle jako partia komunistyczna, ile jako narzędzie sowieckiego imperializmu. I to stało się dla tradycji lewicowej przekleństwem: przyznać się do sympatii lewicowych znaczyło tyle, co przyznać się do sympatii komunistycznych, to zaś rozumiano co najmniej jako zgodę na system sowiecki. Niemniej jednak w „opozycji demokratycznej” lat ’70, w Solidarności i wczesnej post-Solidarności wyraźny był nurt lewicowy, reprezentowany przez polityków tej klasy, co Jacek Kuroń, Jan Józef Lipski czy Karol Modzelewski. No tak, zostali zdominowani przez liberałów i, co gorsza, mniej lub bardziej nacjonalistyczną prawicę, ale prawica, jako się rzekło, zawsze w Polsce miała rząd dusz, liberalizm zaś był modny jako pogromca sowieckiego komunizmu. A lewicowość nie była cool, bo miała stanowić pośredni dowód akceptacji sowieckiej dominacji, więc ani w PRLu, ani bezpośrednio po 1989 rzeczywiście nie było w Polsce silnej, zorganizowanej lewicy nie(post)komunistycznej. Kuroniowi i Modzelewskiemu wypominano przynależność do PZPR, choć ich z partii wyrzucono na długo przedtem, zanim do PZPR zapisały się takie tuzy współczesnego patriotyzmu, jak tow. tow. Czabański, Kryże, Piotrowicz czy Wolski.
A teraz nowa, odradzająca się lewica, zamiast lewicową tradycją Polski się chlubić i na niej budować, po prostu neguje jej istnienie. Ciekawe, dlaczego. Nie sądzę, aby chodziło o niedoinformowanie czy niedouczenie. Sądzę raczej, że nie chcą do tej tradycji w żaden sposób nawiązywać, bo PPS przed wojną skaził się współpracą z władzami II RP, a Kuroń, Lipski i Modzelewski współpracą z liberałami. Nie byli ideowo czyści, więc nie zasługują na pamięć. Toż to jest czysty intelektualny bolszewizm.
Ignacy Daszyński (1866-1936)



Ziemowit Szczerek, Siwy Dym, albo pięć cywilizowanych plemion, Wydawnictwo Czarne, 2018.