Struktura mafijna

Super Ekspres dwukrotnie opublikował zdjęcia Jarosława Kaczyńskiego po wyjściu ze szpitala. Kaczyński wyglądał na nich bardzo źle. Natychmiast po każdej publikacji Kaczyński – uczesany, upudrowany i wyprasowanym garniturze – pokazywał się w telewizji. A dziś przyjechał nawet na trzeci ślub swojej bratanicy. 

Jednak ze zdrowiem Kaczyńskiego jest chyba dość kiepsko. Ja nieodmiennie życzę my długiego życia na jak najszybszej przymusowej emeryturze politycznej, żeby mógł obserwować, jak rozpada się wszystko, co chciał zbudować. Wygląda jednak, iż moje życzenia się nie spełnią i choroba „kolana” wkrótce wyeliminuje Kaczyńskiego z życia politycznego lub ograniczy je do jakichś rzadko sprawowanych funkcji symbolicznych.

I co wtedy? Nie ukrywam, że mam nadzieję, nie ja jeden zresztą, że PiS się wtedy rozpadnie, bo różne frakcje, które na razie Kaczyński trzyma w szachu, rozgrywa jedne przeciwko drugim, bacząc, aby żadna za bardzo nie urosła, skoczą sobie do gardeł i się pozagryzają.

Uświadomiono mi jednak, ze tak wcale być nie musi. Przywódcy PiSu utworzyli – albo mogą utworzyć – coś w rodzaju struktury mafijnej, z lojalnością zwróconą ku grupie, chwilowo tylko symbolizowanej przez aktualnego dona, który też musi być lojalny grupie, nawet jeśli niszczy któregoś z jej członków.

Przywódców PiSu rozsadzają złe emocje: pycha, żądza władzy, niekiedy chciwość lub chęć rewanżu, ale też strach i poczucie upokorzenia. Tak, spora część przywódców PiSu to ludzie o złamanych kręgosłupach, publicznie upokarzani i poniżani przez prezesa Kaczyńskiego: Andrzej Duda, pan Zbyszek, Beata Szydło, Adam Bielan, Jarosław Gowin, a nawet Antoni Macierewicz, który po upadku pierwszego rządu PiSu znalazł się na bocznym torze, był tak nieważny, że Lech Kaczyński nie włączył go do swojej oficjalnej delegacji i dopiero po Smoleńsku powtórnie wypłynął. Od ludzi, którzy raz zostali złamani, nie należy oczekiwać, że staną przeciwko innym z podniesionym czołem – nawet w niesłusznej sprawie! – raczej będą się patrzeć, czy są koledzy, którzy ich wesprą. No i co powie prezes – dopóki prezes może coś powiedzieć.

Tacy ludzie dobrze wiedzą, że dopóki będą się trzymać razem i wzajemnie wspierać, nawet mimo osobistej niechęci i różnicy jakichś lokalnych interesów, dopóty mają szanse na dalsze zarabianie i czerpanie korzyści ze sprawowanej władzy, a przede wszystkim mają szanse na uniknięcie kary. Jeśli wystąpią przeciwko sobie, prędzej wszyscy upadną niż ktoś jeden zgarnie całą pulę. Nie trzeba więc prezesa, aby trzymał to towarzystwo w kupie, żądza władzy i strach przed karą mogą wystarczyć.

Co najwyżej można liczyć na to, że oni są na tyle głupi, że tego nie zrozumieją.  Część z nich jest głupia, ale nie wszyscy.

Przywódcy PiSu niewiele mogliby zdziałać, gdyby nie mieli wykonawców swoich poleceń, ludzi drugiego, trzeciego szeregu. Sądzę, że tylko niewielka część z nich poszła za PiSem z powodów ideowych. Reszta – większość – to oportuniści gotowi zaprzedać dusze dla kariery, albo frustraci, odreagowujący swe poczucie niedocenienia i dawne klęski, prawdziwe lub mniemane. Część z nich sobie ideologizuje swoje zaangażowanie, ale to jest wtórne.

Amerykańskie i europejskie doświadczenia walki z mafią wskazują, że mafię bardzo trudno jest rozbić nie złamawszy wpierw jej wewnętrznej solidarności. Na nawrócenie się któregoś z przywódców PiSu lub jakiegoś bardzo prominentnego wykonawcy dobrej zmiany nie ma co liczyć. Z drugiej strony niewłaściwe byłoby utwardzanie PiSowskiej struktury mafijnej przez grożenie wszystkim funkcjonariuszom dobrej zmiany solidarną odpowiedzialnością zbiorową. Zakładając, że znaczna część, może większość, poszła tam z oportunizmu, dla kariery, wykorzystajmy to! Jeśli zobaczą, że PiSowski system się chwieje, mogą od niego odstąpić, o ile zachowają swoje pozycje, a przynajmniej unikną kary. Jeśli zaś nie będą mieli nic do stracenia, będą walczyć do upadłego, czyniąc odsunięcie PiSu od władzy znacznie trudniejszym.

A zatem o ile przywódcy PiS i ich najbardziej jadowici pomagierzy, tacy jak prokurator Piotrowicz, prokurator Święczkowski czy mgr Przyłębska, muszą być ukarani, a upadek ich powinien być wielki, o tyle ich pomniejszym poplecznikom – szeregowym (niefunkcyjnym) posłom, członkom odzyskanej KRS czy osobom, które dadzą się wybrać do Sądu Najwyższego (za wyjątkiem ewentualnego dublera Pierwszej Prezes) i tak dalej – należy zaoferować przebaczenie, o ile tylko w porę od PiSu odstąpią. To leży w interesie Polski.

Mafia

Na łeb

Dwa dni temu PiSowska Krajowa Rada Sądownictwa wydała negatywną rekomendację dla Prezesa Izby Karnej Sądu Najwyższego, Stanisława Zabłockiego. Zabłocki otrzymał zero głosów poparcia.

Sędzia Zabłocki o tę rekomendację nie występował. Należy do tej grupy sędziów, którzy uznając przepis odsyłający ich na emeryturę ze skutkiem natychmiastowym, przerywając ich mandat, za niekonstytucyjny, nie podporządkowali się rygorom tej ustawy i nie złożyli wymaganej przez tę ustawę prośby do prezydenta o zachowanie prawa do orzekania do ukończenia 70 roku życia. Sędzia Zabłocki złożył jedynie oświadczenie na ręce Pierwszej Prezes SN, że zgodnie z konstytucją gotów jest nadal orzekać. Prezydent przesłał jednak sprawę Zabłockiego do KRS, w której zasiadają takie postacie, jak arbitrix elegantiarum Krystyna Pawłowicz i prokurator Stanisław Piotrowicz reprezentujący Sejm, a przede wszystkim sędziowie-marionetki „wybrani” przez PiS i Kukiza, w znacznej części wskazani przez pana Zbyszka spośród podległych sobie urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości.

W latach ’80 Stanisław Zabłocki bronił opozycjonistów przed PRLowskimi sądami, a prokurator Piotrowicz ich przed tymi sądami oskarżał. W 1990 Zabłocki występował jako obrońca rotmistrza Witolda Pileckiego w procesie kasacyjnym przed Sądem Najwyższym. Dziś Piotrowicz, reprezentując PiS, wydaje negatywną rekomendację Zabłockiemu a PiSowcy wyklęci organizują inscenizację ślubu Witolda Pileckiego z udziałem wicepremiera Glińskiego.

O prokuratorze Piotrowiczu można powiedzieć, że zachowuje się konsekwentnie.

Naprawdę mam nadzieję, że wyborcy PiS wprost pękają z dumy na widok swoich przedstawicieli.

Warto też wspomnieć o przypadku Wiesława Johanna, lat 79 (za stary, by być sędzią, ale w odpowiednim wieku, by sędziów sądzić; ciekawe, czy umie śpiewać?), w latach ’80 bardzo zasłużonego obrońcy w procesach politycznych, choć w 1968 podobno zachowywał się paskudnie; dzisiaj Johann temu zaprzecza, a świadkowie już nie żyją. W latach 1997-2006 Wiesław Johann był z rekomendacji AWS sędzią Trybunału Konstytucyjnego, dziś jest przedstawicielem prezydenta i wiceprzewodniczącym KRS. Otóż sędzia Johann, w wypowiedzi telewizyjnej w dniu tej haniebnej rekomendacji dla sędziego Zabłockiego, podnosił pod niebiosa wiedzę, zasługi, postawę i przymioty ducha Stanisława Zabłockiego, którego nazywał swoim przyjacielem, po czym stwierdził

Ja nad rekomendacją dla sędziego Zabłockiego nie głosowałem, bo nie było mnie wtedy na sali.

Panie sędzio Johann! Czy zdaje Pan sobie sprawę z tego, jak bardzo jest Pan żałosny?

***

W sprawie Sądu Najwyższego PiSowcy powołują się na zasadę legalizmu: Ustawa przewiduje, że sędziowie, którzy skończyli 65 lat, muszą się poddać pewnej procedurze, a jeśli się nie poddadzą, no to trudno, muszą być usunięci. Konstytucja stanowi inaczej? Być może, ale dopóki nie stwierdzi tego Trybunał Konstytucyjny, ustawa obowiązuje. Brzmi to śmiesznie i niewiarygodnie w ustach osób, które przy innej okazji powoływały się na schmitteańską zasadę „suwerennej dyktatury”, prowadzącą do zawieszenia prawa (z doktryny Schmitta korzystali naziści, a Jarosław Kaczyński zachwycił się nią w latach ’60). A gdy pod koniec 2015 PiS postanowił ignorować dokonany przez poprzedni Sejm wybór sędziów TK, wycofał swój własny wniosek o stwierdzenie zgodności z konstytucją ustawy pozwalającej na ten wybór, twierdząc, że jest ona „w sposób oczywisty niekonstytucyjna” i wyrok TK nie jest do stwierdzenia tego faktu potrzebny.

Gdy więc PiSowi tak jest wygodnie, pozuje na legalistów, ale przy innych okazjach powiada, że prawo wyższego rzędu można zignorować, bo taka jest wola suwerena. Tylko dlaczego twierdzą, że wolę tę ucieleśnia schorowany, pełen zawiści i żądzy zemsty, nieznający i nierozumiejący świata Jarosław Kaczyński?

Obecnie PiS pośpiesznie nowelizuje ustawę o Sądzie Najwyższym, aby uniemożliwić sędziom wiernym konstytucji czynienie obstrukcji wobec bezprawnych działań władzy. Oczywiście parlament, który stracił już nawet pozory podmiotowości i bycia demokratyczną reprezentacją wyborców, zmiany te szybciutko uchwali. Fi donc!

Nadal będę tu komentował PiSowskie bezprawia, aberracje i proces niszczenia Polski, ale coraz bliższe jest mi stanowisko komentatora yellow_tiger, który powiada, że przestaje się przejmować, bierze popcorn i piwo i tylko będzie się przyglądać, jak PiSowska Polska zmierza ku nieuchronnej katastrofie. 

Bo zmierza. Kłopot w tym, że gdy się zawali, szczątki spadną nam wszystkim na łeb. 

New Yorker cartoon

Aktualne kryteria

Jak informuje Gazeta Wyborcza, dr hab. Krystyna Pawłowicz, znana posłanka PiS i członek KRS (legalnie wybrana przez Sejm), dość bezwstydnie stosuje nowe standardy przy nominowaniu kandydatów na stanowiska sędziowskie.

Oto przesłuchując kandydatów na stanowisko asesora Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, pani Pawłowicz zadawała kandydatom pytanie „czy pani sędzia Gersdorf jest pierwszym prezesem SN”. Pozytywną rekomendację dostała tylko osoba, która powiedziała, że nie. Kandydaci, którzy uchylili się od odpowiedzi, przepadli.

Przepadali też kandydaci, którzy 

byli w Brukseli na zaproszenie przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Warszawie i spotkali się z członkami komisji ds. swobód obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych (LIBE) Parlamentu Europejskiego. Listę ujawniły prorządowe media.

Jak powiedziała pani Pawłowicz,

Nie po to była reforma, żeby takie osoby najbezczelniej teraz składały zgłoszenia.

Przewodniczący KRS, sędzia Leszek Mazur, kazał skserować dostarczoną przez Pawłowicz listę i rozdać ją członkom KRS.

Jeżeli to jest prawda, to pani Pawłowicz otwarcie przyznała, co było celem PiSowskiej „reformy” sądów: w doborze sędziów nowa KRS będzie kierować się kryteriami politycznymi. No i tyle można powiedzieć o tym, jak PiSowska KRS strzeże niezależności sędziów od wpływów politycznych. I o trójpodziale władzy. Wszystko w zgodzie z głoszoną przez Jarosława Kaczyńskiego bolszewicką zasadą jednolitej władzy państwowej.

Mam nadzieję, że osoby, które głosowały na PiS, są dumne ze swoich przedstawicieli.

P.s. Sędzia Mazur za swoje zachowanie – jaskrawe sprzeniewierzenie się konstytucyjnemu nakazowi, by KRS stała na straży niezawisłości sędziowskiej – stanie kiedyś przed sądem dyscyplinarnym i, mam nadzieję, zostanie wydalony ze stanu sędziowskiego.

Poseł Krystyna Pawłowicz w trakcie plenarnego posiedzenia Sejmu

Wokół ustawy – 3. I po ustawie

W zeszłym tygodniu PiS odwołał wprowadzone w styczniu przepisy ustawy o IPN, przewidujące odpowiedzialność karną za pomawianie Narodu Polskiego o udział w Holokauście itd.

Ustawę odwołano w ultra-PiSowskim stylu: Rano jeszcze nikt nic nie wiedział, a po ośmiu godzinach nowelizacja przeszła przez Sejm, Senat i długopis dr. Dudy. Opozycja nie protestowała ze względu na meritum dokonywanej zmiany, ale oczywiście cała „procedura” nie miała nic wspólnego ani z rzetelną legislacją, ani z Regulaminem Sejmu.

Niektóre przepisy zostały: nadal będzie można pociągać rzekomych kłamców i oszczerców do odpowiedzialności cywilnej, nie odwołano też przepisów skierowanych przeciwko Ukraińcom. Te odpowiedzialności karnej odwołano pod wpływem fali krytyki, jaka spadła na Polskę z całego świata, głównie z Izraela i Stanów Zjednoczonych, przy czym Polskę krytykowali nie tylko indywidualni ludzie czy organizacje, ale także najwyżsi przywódcy polityczni tych krajów.

PiS, który z początku buńczucznie zapowiadał, że się nie ugnie, że ustawa o IPN jest dobra, że nie ma potrzeby zmieniać w niej nawet przecinka i że żadna zagranica nie będzie nam pisać ustaw, musiał się z tego rakiem wycofać. Stefan Niesiołowski złośliwie komentował, że to pewnie dlatego, że premier Morawiecki bał się, że go nie zaproszą na przyjęcie z okazji 4 lipca do ambasady amerykańskiej. Ja myślę, że powód był poważniejszy: Za kilka dni Donald Trump ma się spotkać z Władimirem Putinem i cholera wie, co nieobliczalny Trump Putinowi obieca. Trzeba więc było jak najszybciej choć trochę udobruchać Amerykę, żeby Trump nie pamiętał, że jest na Polskę wściekły, tylko że Polska mu ustąpiła.

Przy okazji premierzy Morawiecki i Netanjahu ogłosili jednobrzmiące deklaracje, które nie mówią niczego konkretnego, ale można uznać, że w wersji werbalnej podtrzymują oficjalny polski punkt widzenia: w czasie wojny polski rząd na uchodźstwie, polskie Państwo Podziemne i indywidualni Polacy starali się pomagać Żydom, jak mogli, chociaż

niektórzy ludzie – niezależnie od pochodzenia, wyznania czy światopoglądu – ujawnili swe najciemniejsze oblicze.

Tutaj można przeczytać pełny tekst deklaracji premierów.

PiS strasznie jest z tej deklaracji dumny a w Izraelu, Ameryce i innych krajach dobrze rozumieją, że Netanjahu zgodził się na taki tekst ze względów politycznych: potrzebne jest mu poparcie Polski i pozostałych krajów V4, bo zachodnia Europa stara się go ignorować.

I na tym by się skończyło, gdyby nieszczęśni PiSowcy nie ulegli pokusie puszenia się swoim, pożal się Boże, sukcesem: Mianowicie, zależna od PiSu fundacja zamieściła tekst deklaracji w czołowych dziennikach Europy i Ameryki jako ogłoszenie płatne. Także w Izraelu, po hebrajsku. No i się zaczęło! Nie tylko skrajna prawica, ale i środowiska umiarkowane, poczuły się deklaracją oburzone. Jakiś prawicowy koalicjant Nenanjahu wzywa do natychmiastowego wycofania się z tej deklaracji. Yair Lapid, główny przeciwnik polityczny obecnego premiera, ciska gromy. Nawet niezwykle przychylny Polsce Szewach Weiss powiedział

This document contains a few sentences that are correct, and the rest is either vague or false.

Z kolei Instytut Yad Vashem oświadczył, że deklaracja

contains a series of very problematic statements that violate existing historical knowledge accepted in the field.

A wystarczyło, żeby PiS miał trochę większe rozeznanie odnośnie do żydowskiej pamięci Holocaustu i pamięci o postawie zwykłych Polaków w czasie wojny. I nie drażnił tamtejszej wrażliwości. Nawet jeśli – jeśli! – oskarżenia wobec Polaków są w jakimś stopniu przesadzone. 

Ze zmianą ustawy związana jest jeszcze jedna historia: Okazuje się, że nowelizacja poprzedzona była tajnymi negocjacjami pomiędzy Polską a Izraelem, które odbywały się w Wiedniu i w Tel Avivie, w siedzibie Mossadu. Najpierw ujawnił to pewien izraelski dziennikarz, potem powtórzyli inni. Polski rząd oficjalnie milczy, ale nikt nie ma wątpliwości, że do takich negocjacji-konsultacji doszło. 

Początkowo mówiono, że Polskę reprezentował szef służb specjalnych, minister Mariusz Kamiński, potem, że PiSowscy europosłowie Tomasz Poręba i Ryszard Legutko.

Na ten temat szaleje polska opozycja: Oto polskie ustawy jednak pisze zagranica, i to nawet nie obcy rząd, ale obce służby specjalne. Mossad. Opozycji niezręcznie jest podkreślać rolę Izraela, ale dla równowagi dla twardego elektoratu PiSu udział tego państwa musi być trudny do zniesienia.

A ja na to powiem, żeby nie przesadzać. Oczywiście, że tekst wspólnej deklaracji premierów musiał być negocjowany, uzgodniony i tym pewnie zajmowali się Legutko i Poręba. Zachowując poufność, bo cała sprawa była poufna, być może żeby nie wzbudzać wściekłości suwerena. Sama nowelizacja była bardzo prosta – usuwa się ten i ten artykuł – i tu żadne „pisanie ustawy” nie było potrzebne. Natomiast ktoś – być może Mariusz Kamiński – zapewne spotykał się z Mossadem, ale nie w kwestii ustawy lub deklaracji, ale w sprawach współpracy polskich i izraelskich służb. A to, że konsultacje dotyczyły ustawy, to tylko „legenda”, jaką dorobiono, aby ukryć prawdziwy cel spotkania.

Logo Mossadu

Sądy w Rzeczypospolitej

Godło Rzeczypospolitej PolskiejPiS i dr Andrzej Duda twierdzą, że dziś o północy I prezes Sądu Najwyższego, prof. Małgorzata Gersdorf, a wraz z nią mniej więcej 1/3 sędziów SN, przejdą w stan spoczynku. Prof. Gersdorf, sędziowie SN i większość prawników polskich twierdzą, że pozostają oni czynnymi sędziami SN. Polsce grozi chaos prawny.

Dlaczego PiS chce usunąć sędziów z Sądu Najwyższego? Aby przejąć kontrolę nad sądami. Kontrolę nad sądami chce zaś przejąć dlatego, żeby zastraszyć sędziów, aby wydawali wyroki po myśli PiSu.

Niezależność sędziowską chroni konstytucja. PiS wymyślił więc, że wyśle sędziów SN na przymusową emeryturę, znowelizował więc w grudniu ustawę o Sądzie Najwyższym, obniżając wiek emerytalny sędziów SN z 70 do 65 lat. PiS powołuje się przy tym na przepis Art. 180 ust. 4 Konstytucji:

Ustawa określa granicę wieku, po osiągnięciu której sędziowie przechodzą w stan spoczynku.

Tyle tylko, że Konstytucję należy czytać całościowo, systemowo, jak mówią prawnicy, nie zaś brać każdy przepis z osobna, jak chce tego PiS. 

Otóż Art. 180 ust. 1 Konstytucji stwierdza, że

Sędziowie są nieusuwalni.

Jeśli czytać oba zacytowane ustępy Konstytucji łącznie, widać, że obniżać wiek emerytalny można tylko dla nowopowoływanych sędziów. Urzędujący sędziowie mają prawo do orzekania (co najmniej) do osiągnięcia wieku emerytalnego, jaki obowiązywał w chwili ich powołania. Gdyby bowiem zgodzić się z PiSem, że poprzez manipulowanie wiekiem emerytalnym sędziów można wysłać na emeryturę wbrew ich woli, oznaczałoby to danie ustawodawcy możliwość usuwania sędziów, w sprzeczności z Art. 180 ust. 1 Konstytucji.

Pierwszą Prezes SN chroni dodatkowo Art. 183 ust. 3 Konstytucji:

Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego.

Tu już po prostu nie może być żadnych wątpliwości: Małgorzata Gersdorf pozostaje Pierwszym Prezesem SN do zakończenia kadencji, na którą została powołana, czyli do wiosny 2020.

PiS, próbując usunąć prezes Gersdorf i innych sędziów SN, uchwalił przepis jaskrawie sprzeczny z Konstytucją. Ponieważ Art. 8 Konstytucji stwierdza, że

  1. Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej.
  2. Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej.

przepisy stojące w sprzeczności z jasno wyartykułowanymi normami konstytucyjnymi należy zignorować: Art. 180 ust 1. i Art. 183 ust. 3 Konstytucji, stosowane bezpośrednio, oznaczają, że PiS i pan Duda mogą sobie mówić, co chcą, ale sędziowie SN pozostają sędziami a Pierwsza Prezes – Pierwszą Prezes. 

Niestety, PiS zapewne będzie zachowywał się tak, jakby Pierwsza Prezes i sędziowie SN przeszli w stan spoczynku i to właśnie doprowadzi do chaosu prawnego.

Pozostaje jeszcze kilka spraw szczegółowych.

Dlaczego opozycja lub sam Sąd Najwyższy, uznając PiSowską nowelizację ustawy o SN za niekonstytucyjną, nie zaskarżyły jej do TK?

Po pierwsze, można powiedzieć, że sprzeczność ustawy z Konstytucją jest tak oczywista, że nie trzeba TK, aby ją stwierdzić. Po drugie i ważniejsze, w Polsce nie ma już Trybunału Konstytucyjnego. Jest tylko jego atrapa, posłusznie realizująca wolę partii rządzącej. W TK zasiadają dublerzy, wybrani przez PiS na już prawidłowo obsadzone miejsca sędziowskie. Nawet wśród prawidłowo wybranych przez PiS sędziów są osoby, które nie spełniają konstytucyjnego (Art. 194 ust. 1) wymogu posiadania „wyróżniającej się wiedzy prawniczej”, o osobach pokroju sędziego Andrzeja Zielonackiego – uciekł pod immunitet sędziego TK przed postępowaniem dyscyplinarnym przed Izbą Adwokacką; był oskarżony o to, że brał od klientów pieniądze i nie podejmował żadnych czynności w ich sprawach, prywatnie zaś angażował się w kampanie PiSu – nie wspominając. Za prezesa TK uchodzi Julia Przyłębska, ale rządzi tam dubler – a więc nie sędzia! – Muszyński, nazywający się wiceprezesem TK arogant, który otwarcie przyznał się do manipulowania składami orzekającymi tak, aby większość w nich mieli wybrani przez PiS sędziowie (i dublerzy), a wyroki zapadały po myśli PiS.

Ponieważ wszyscy widzą, że obecny TK jest niewiarygodny, wpływa tam coraz mniej skarg, a niektóre są wręcz wycofywane.

Czy wobec PiSowskiej nowelizacji ustawy o SN nie obowiązuje domniemanie konstytucyjności?

Moim zdaniem, nie. Jak napisałem, niekonstytucyjność ustawy jest oczywista (PiS używał tego argumentu wobec nowelizacji ustawy o TK  uchwalonej pod koniec rządów PO – kto mieczem wojuje…). Co jednak ważniejsze, domniemanie konstytucyjności opiera się na założeniu szczególnej staranności ze strony ustawodawcy: Ustawodawca starannie rozważył wszystkie argumenty, wysłuchał wszystkich opinii i argumentów krytycznych, przekonywająco je odparł, dobrze się zastanowił nad projektem i skoro uchwalił, co uchwalił, można założyć, że zapewne przyjęte prawo jest zgodne z Konstytucją. Tego w żaden sposób nie można powiedzieć o PiSowskich ustawach sądowych, gdzie w Sejmie i Senacie ignorowano wszystkie głosy krytyczne, łącznie z krytyką autorstwa biur legislacyjnych Sejmu i Senatu, nie dopuszczano opozycji do głosu, nie dopuszczano do głosu ekspertów, poprawki opozycji odrzucano blokowo, wreszcie głosowano nad poprawkami rządowymi, których na godzinę przed głosowaniem nie znali nawet przewodniczący komisji. Sposób procedowania ustaw sądowych z całą pewnością nie cechował się szczególną starannością, nie można więc domniemywać, że przyjęte prawo zapewne jest zgodne z Konstytucją.

Dlaczego prezes Gersdorf nie poprosiła prezydenta o możliwość orzekania do końca kadencji?

PiSowska nowelizacja dawała taką możliwość: Sędziowie SN, którzy ukończyli 65 lat, mogli poprosić prezydenta o pozwolenie na orzekanie do ukończenia 70 lat. PiS i prezydent chyba zakładali, że Małgorzata Gersdorf i inni sędziowie o to poproszą, prezydent ich próśb wysłucha i nie dojdzie do niekonstytucyjnego usunięcia sędziów i przerwania kadencji Pierwszej Prezes SN. Jednak prezes Gersdorf i część  sędziów SN (fakt, nie wszyscy) zagrożonych przymusową emeryturą nie złożyli takiej prośby w terminie, zapewne uznając, że samo złożenie prośby logicznie dopuszcza odpowiedź negatywną, co prowadziłoby do niekonstytucyjnych skutków. A skoro uchwalony przez PiS przepis stoi w sprzeczności z Konstytucją, której jasne przepisy mają pierwszeństwo, prośby składać nie trzeba.

Moim zdaniem, prezes Gersdorf postąpiła słusznie.

Dlaczego dr Duda nie wydał postanowienia?

Art. 39 znowelizowanej przez PiS ustawy o Sądzie Najwyższym stwierdza, że 

Datę przejścia sędziego Sądu Najwyższego w stan spoczynku albo przeniesienia sędziego Sądu Najwyższego w stan spoczynku stwierdza Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej.

Jeszcze wczoraj przedstawiciele Kancelarii Prezydenta buńczucznie zapowiadali, że dr Duda wyda postanowienie odsyłające prezes Gersdorf na emeryturę. Dzisiaj Andrzej Duda zmienił zdanie: on i jego urzędnicy twierdzą, że prezes Gersdorf przechodzi na emeryturę z mocy prawa i żadnego postanowienia prezydenta nie trzeba, tym bardziej, że dr Duda powiedział pani prezes Gersdorf, że od jutra będzie ona na emeryturze. 

Nic podobnego. Na takim poziomie, w odniesieniu do najwyższych, opisanych w Konstytucji urzędów, nic nie może być na gębę. Art. 144 ust. 1 stwierdza, że 

Prezydent Rzeczypospolitej, korzystając ze swoich konstytucyjnych i ustawowych kompetencji, wydaje akty urzędowe.

Akt urzędowy musi mieć formę pisemną. Co więcej, następny przepis Konstytucji – Art. 144 ust 2. – wymaga, aby taki akt miał kontrasygnatę premiera:

Akty urzędowe Prezydenta Rzeczypospolitej wymagają dla swojej ważności podpisu Prezesa Rady Ministrów, który przez podpisanie aktu ponosi odpowiedzialność przed Sejmem.

Jak widać, PiSowska ustawa wymaga od prezydenta stwierdzenia, że Pierwsza Prezes SN (i inni sędziowie) przechodzą w stan spoczynku. Stwierdzenie to musi mieć formę aktu urzędowego (Art. 144 ust. 1 Konstytucji), który dla swojej ważności wymaga podpisu premiera (Art. 144 ust 2.). Nie da się jednak podpisać decyzji wyrażonej ustnie.

Dlaczego dr Duda zmienił zdanie i postanowił aktu urzędowego nie wydawać? Otóż moim zdaniem dr Duda, równie odważny, co niezłomny, w ostatniej chwili zorientował się, że podpisany akt urzędowy, w sposób oczywisty gwałcący Art. 180 ust. 1 i Art. 183 ust. 3 Konstytucji, stanowiłby w przyszłości dowód w postępowaniu przed Trybunałem Stanu. Niezłomny dr Duda wolał więc złamać własną (!) ustawę o SN niż dostarczyć przeciwko sobie dowodów. Ale postępowania przez Trybunałem Stanu pan Duda i tak, mam nadzieję, nie uniknie.

I choć moim zdaniem decydująca była odwaga pana Dudy, możliwe jest wszakże, że dr Duda dowiedział się, że nie uzyska kontrasygnaty premiera Mateusza Morawieckiego. Plotka głosi, że Morawiecki dogadał się z Fransem Timmermansem, iż Polska jednak zdecyduje się na ustępstwa wobec Komisji Europejskiej, wycofując się z najbardziej niekonstytucyjnych przepisów ustawy o SN; dlatego rzekomo Komisja Europejska do ostatniej chwili czekała ze wszczęciem postępowania przeciwko Polsce przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Podpis Morawieckiego na niekonstytucyjnym akcie odsyłającym sędziów na emeryturę oczywiście niweczyłby te (hipotetyczne) nieformalne ustalenia.

Tak czy siak, brak prezydenckiego aktu urzędowego pozwala pani prezes Gersdorf i pozostałym sędziom twierdzić, że nawet w myśl PiSowskiej ustawy o SN nie zostali oni odesłani w stan spoczynku.