Najnowszy sondaż CBOS daje PiSowi poparcie 47%. Opozycja smętnie dołuje – Platforma ma 16%, Nowoczesna 6%.
Część komentatorów stara się to bagatelizować zwracając uwagę, że CBOS jest instytucją rządową, kontrolowaną przez dobrą zmianę, więc nic dziwnego, że daje wyniki bardzo korzystne dla rządzącej partii. Tezę tę uwiarygodnia fakt, że PiSowska propaganda, w tym zawłaszczone media publiczne, kłamią jak najęte. Łżą i przedstawiają zupełnie fałszywy obraz rzeczywistości jeszcze bardziej nachalnie i bezczelnie, niż komuna w czasie stanu wojennego.
Jednak inne, niezależne sondażownie, dają wyniki porównywalne: PiS bardzo znacznie wyprzedza opozycję. Może nie aż tak, jak w CBOS, ale podobnie (sondaż Kantar TNS z końca września: PiS 43%, Platforma 21%, Nowoczesna 7%).
Inni podkreślają, że wyniki sondaży, zwłaszcza telefonicznych, mogą być niewiarygodne. Ludzie często nie mają czasu odpowiadać ankieterowi, męczą ich liczne pytanie statystyczne (wiek, wykształcenie, miejsce zamieszkania, status materialny itd) poprzedzające „właściwe” pytania, więc przerywają ankietę, w ogóle traktują pytania ankietera jak jakieś wtargnięcie w ich sferę prywatności – pełnych odpowiedzi udzielają tylko nieliczni. Wśród nich – podobno – przeważają emeryci i ludzie na różne sposoby sfrustrowani, którym akurat populistyczna polityka PiS może odpowiadać. A w ogóle poparcie sondażowe na pstrym koniu jedzie. Znane są spektakularne załamania notowań poszczególnych kandydatów czy ugrupowań w czasie kilku tygodni, najwyżej miesięcy, kampanii wyborczej. Dość przypomnieć, że jeszcze w sondażu ze stycznia 2015 Bronisław Komorowski cieszył się 65% poparciem, a Andrzej Duda mógł liczyć tylko na 21% głosów. Do wyników sondaży należy zawsze podchodzić cum grano salis.
Niektórzy politolodzy uważają, że nie tyle przybywa wyborców PiSowi, ile ubywa ich opozycji. Opozycja jest kompletnie jałowa, co najwyżej próbuje się podczepiać pod protesty społeczne, zresztą na ogół nieudolnie, sama niczego nie proponuje, a do tego jest skłócona. Panuje poczucie beznadziei: PiSowski walec miażdży wszystko, więc nie warto się wysilać, lepiej poczekać, aż PiSowska machina się popsuje, bo prędzej lub później popsuć się musi. W tej sytuacji wiele osób niechętnych PiSowi albo odmawia udziału w badaniach, albo mówi „trudno powiedzieć”, albo deklaruje, że nie weźmie udziału w wyborach. I choć bezwzględnie nie przybywa zwolenników PiSu, to ich względny udział wśród osób deklarujących uczestnictwo w wyborach znacząco rośnie.
Jarosław Flis stara się spojrzeć na wyniki sondażowe nieco głębiej.
Po pierwsze, mówi Flis,
niuanse prawne dla wyborców mają mniejsze znaczenie niż to, że wynagrodzenia rosną.
Po drugie, Andrzej Duda, dzięki swoim wetom z jednej strony i pasywnej postawie opozycji z drugiej, w oczach wielu wyborców przejął rolę opozycji wobec jedynowładztwa Jarosława Kaczyńskiego. Duda nie jest liberalnym demokratą, konstytucję łamie nie tylko rano, wieczór i w południe, ale i w środku nocy, może jednak stanowić zaporę przeciwko obsesjom Kaczyńskiego, szaleństwom (a może wręcz agenturalnej działalności?) Macierewicza oraz arogancji i niepohamowanej żądzy władzy pana Zbyszka. Po co głosować na nieudaczną opozycję, skoro Duda obroni nas przed największymi wynaturzeniami PiSu, a w wielu sprawach obyczajowych i społecznych polskiemu centrowemu elektoratowi jest dość blisko do tej partii?
Następuje obgryzanie Platformy z resztek elektoratu umiarkowanie konserwatywnego, w którym kiedyś PO była najsilniejsza. A to jest spora grupa wyborców, większa niż lewicowo-liberalny elektorat, bo tych ludzi jest garstka.
To jest fałszywa optyka, bo dr Duda nie dość, że nie jest demokratą, to jest zwyczajnym oportunistą o bardzo konserwatywnych poglądach, o gospodarce chyba nie ma wielkiego pojęcia, co zresztą jest charakterystyczne dla całej tej partii i może nam wszystkim – całej Polsce! – dać niezłego łupnia. Jego głównymi zaletami są brak szaleństwa Kaczyńskiego i Macierewicza i rozdętego do nieprzytomności ego pana Zbyszka. Być może Andrzej Duda jest, mimo wszystko, człowiekiem XXI wieku i nie żywi nostalgicznej tęsknoty za czasami Władysława Gomułki, jak większość przywódców i znaczna część „żelaznego” elektoratu PiSu. Jarosław Flis może mieć rację: na wielu umiarkowanych wyborców może działać „efekt Dudy”.
Mnie zaś przypomina się wpis Edwina Bendyka na jego blogu sprzed prawie dwóch lat! Bendyk przenikliwie zauważył, że pomimo całej pro-ludowej, populistycznej retoryki PiSu, nie tylko w warstwie ekonomicznej, ale także godnościowej, mimo – a może obok – jawnego podbijania nastrojów ksenofobiczno-nacjonalistycznych, zwycięstwo tej partii dała klasa średnia.
Polski lud, którego teraz zaczęliśmy gorączkowo poszukiwać i przepraszać za opuszczenie, zawsze był tworem mitycznym, by przypomnieć młodopolskie chłopomaństwo. Lud był postrzegany albo jako źródło pierwotnej energii, albo jako ciemna siła gotowa do najbardziej ponurych zachowań.
A więc
Nie lud dał legitymację PiS do rządzenia. Jak już pisałem, PiS jest w istocie partią antyludową – wycofanie się z obowiązku szkolnego dla 6-latków uderzy najbardziej właśnie w klasę ludową. To dzieci ludu, i tak mające najmniejszą szansę na pobyt w przedszkolu, stracą jeszcze bardziej, idąc później do szkoły i idąc później do przedszkola, bo nie będzie miejsc dla trzylatków.
Bendyk nie pisał o deformie oświaty minister Zalewskiej, bo ten projekt nie był wówczas znany. Zauważmy, że on w jeszcze większym stopniu, niż cofnięcie sześciolatków do przedszkoli, godzi w środowiska wiejskie i edukacyjnie zaniedbane, gwarantując uprzywilejowaną pozycję dzieciom miejskiej klasy średniej. Bendyk:
Obietnice wyborcze, również czysto ekonomiczne, jak 500 zł i niższy wiek emerytalny, wcale nie poprawiają sytuacji ludu, tylko obliczone są na klasę średnią. Lud już dawno zapomniał, co to jest praca na etat, a tym samym pożegnał się z wizją emerytury. Itd.
[…] dlaczego tak wielu przedstawicieli inteligencji i klasy średniej zagłosowało na partię niekryjącą, że nie uznaje modelu liberalnej demokracji? Najwyraźniej przekonali się, że ta właśnie partia najlepiej zapewni im utrzymanie średnioklasowego statusu materialnego i symbolicznego oraz prestiżu. To, że konsekwencją tego wyboru może być wewnętrzne zamknięcie i utrata wielu przywilejów wynikających z przynależności do Europy? Warto przyjrzeć się statystykom i zobaczyć, czy rzeczywiście aż tak wiele osób korzystało z Erazmusa i innych możliwości kosmopolitycznego bratania się z resztą świata.
Bendyk pomija to, że jeśli – nawet jeśli nie formalnie, to faktycznie – wyjdziemy z Unii Europejskiej, albo też wewnątrz Unii powstanie jakieś znacznie mocniej zintegrowane jądro bez Polski, wobec którego „Unia zewnętrzna” z Polską przestanie mieć wielkie znaczenie, to klasa średnia straci i ekonomicznie, i prestiżowo. Choć wobec ludu wciąż będą panami.
Widocznie liberalne wartości dla rosnącej części polskiej klasy średniej nie są ważniejsze do tego, by żyć zgodnie ze swoją wizją dobrego życia i poczucia godności. Przeciwnie, mogą być traktowane jak źródło niepokoju i destabilizacji, są synonimem konkurencji w globalnym wymiarze w grze, w której na otwartym polu nie mamy zbyt wielkiej szansy ze względu na niedostatek kapitału i technologiczne zapóźnienie
Czemu więc nie spróbować lekkiego przymknięcia, narodowej symbolicznej mobilizacji i oparcia gospodarki w większym stopniu na wewnętrznym rynku i tradycyjnym, sprawdzonym historycznie wyzysku ludu?
Cóż, jeśli Flis, a zwłaszcza Bendyk mają rację, to dla liberalno-demokratycznej Polski nie ma nadziei na długie lata. Trzeba będzie poczekać, aż klasa średnia uświadomi sobie, że PiS srodze zawiódł pokładane w nim nadzieje ekonomiczne, a to się nie stanie do najbliższych wyborów. A później PiS weźmie nas wszystkich za mordę i zablokuje możliwość zmian na długie lata.
No, chyba że Duda nas obroni. He, he.

P.s. Najnowszy sondaż IBRiSu daje 38,1% PiS i 19.8% Platformie. Przewaga PiS nad Platformą jest olbrzymia, prawie dwukrotna – ale nie prawie trzykrotna, jak w badaniu CBOS.
P.p.s. Ten bloger, porównując raportowane przez CBOS poparcie dla PiS z obiektywnie mierzalnym ruchem na ich stronie internetowej, a zwłaszcza historyczne zmiany pomiędzy korelacjami jednego a drugiego, powiada, że tak wysokie poparcie dla PiS jest statystycznie bardzo mało prawdopodobne.
