Grzegorz Schetyna próbował dziś odpowiedzieć na pytania, jakie w zeszłym tygodniu zadał Platformie PiS. Część odpowiedzi była niezła, ale w sprawach najgorętszych Platforma znów spróbowała starej taktyki: uniknąć odpowiedzi, nie powiedzieć nic konkretnego, udawać, że problemu nie ma. Kiepsko to wyszło. W ten sposób Platforma głosów nie zyska, już raczej straci, bo dużo osób dojdzie do wniosku, że w ważnych sprawach niczym właściwie nie różni się od PiSu. Grzegorzu Schetyno, nie idź tą drogą!
Ale po kolei.
1. CBA i IPN – Platforma zapowiada ich likwidację. Słusznie. CBA stało się policją polityczną PiS, a sprawami korupcyjnymi może zajmować się policja. Jeśli chodzi o IPN, to zapewne powinien istnieć instytut naukowy gromadzący dokumenty i zajmujący się tym fragmentem najnowszej historii Polski, niechby nawet nazywał się IPN, ale należy mu odebrać wszelkie funkcje prokuratorskie i lustracyjne.
2. 500+ Platforma zachowa ten program, ale zmieni jego zasady. Nadal uważam, że programu 500+ nie należało wprowadzać, przeznaczone na niego środki można było wydać w sposób znacznie bardziej efektywny, ale skoro już jest i skoro ma pewne pozytywne krótkoterminowe skutki (dla ludzi, nie dla władzy), to zlikwidować go nie sposób, choć można go poprawić. Może przy innej okazji napiszę jak ja bym to widział.
3. Emerytury. Tu Platforma zaczyna się plątać. Zapowiada, że nie podniesie wieku emerytalnego, ale wprowadzi zachęty („trzynasta emerytura”?!), aby ludzie jak najpóźniej przechodzili na emeryturę. Uważam, Platforma niesłusznie przestraszyła się problemu wieku emerytalnego. Należy przywrócić wiek emerytalny 67 lat dla kobiet i mężczyzn, jest to nieuniknione, co najwyżej należy rozszerzyć możliwość wcześniejszego przechodzenia na emeryturę (ale z trwale obniżonym świadczeniem), utrudnić łączenie pracy i wcześniejszej emerytury i znacznie ograniczyć możliwość występowania o rentę, gdy się już jest na emeryturze. Jednocześnie trzeba przygotować rynek pracy dla osób 60+.
4. Uchodźcy – problem najważniejszy, z którym Schetyna zupełnie sobie nie poradził. Wczoraj przewodniczący Platformy na pytanie, czy Polska powinna przyjmowac uchodźców, krótko i jano powiedział „nie”. Dziś usiłował zatrzeć fatalne wrażenie, ale niezbyt dobrze mu to wyszło.
Grzegorz Schetyna najpierw przekonywał, że „nie ma problemu uchodźców”, mając na myśli, że struktury europejskie obecnie nie dyskutują sposobu jego rozwiązania, nie narzucają kwot poszczególnym krajom, wszystko załatwia porozumienie UE-Turcja, a to nieprawda. Potem mówił, że Polska nie będzie przyjmować „nielegalnych migrantów”, powinna natomiast mocniej angażować się w pomoc humanitarną ofiarom wojen. Powstało wrażenie, że Platforma nie ma w sprawie uchodźców jasnego stanowiska, ale jest mocno niechętna ich przyjmowaniu.
Lekki wstyd, Platformo, nieprawdaż?
Mój stosunek do przyjmowania uchodźców wyrażałem już na tym blogu kilkakrotnie (po raz pierwszy, drugi, trzeci i czwarty) i zdania nie zmieniam: Polska powinna przyjmować uchodźców. Jeśli nawet nie ze względu na ogólnoludzką solidarność z cierpiącymi ludźmi, to ze względu na solidarność europejską, czyli ze względu na nasz własny interes. Przecież uchodźcy w Europie są, ba, wciąż do niej przybywają. Głównie do Grecji i Włoch, które z wielką liczbą migrantów sobie nie radzą i oczekują, że europejscy partnerzy im pomogą. Niewiele osób chyba zrozumiało gest Angeli Merkel z 2015, gdy zdecydowała ona o przyjęciu miliona (sic!) uchodźców nie z jakiejś szczególnej do nich sympatii ani nie na zgubę Niemiec, ale by ulżyć Grecji, Włochom, Węgrom, Chorwacji i Austrii, które fala uchodźców wówczas zalała. Polska jest w Europie mocno krytykowana jako kraj, który chce brać, ale odrzuca wszelkie zobowiązania. Nie chcemy uchodźców, nie chcemy rządów prawa, nie chcemy gwarantowanych praw dla rozmaitych mniejszości, nie chcemy chronić środowiska i walczyć ze zmianami klimatu, ale przywileje wynikające z przynależności do Unii chcemy. Róbmy tak dalej, a w końcu – i to raczej szybciej, niż później – ktoś tupnie nogą i powie nam, że jeśli nie chcemy pomagać innym, możemy się wynosić na peryferie.
Oczywiście Polska powinna określić jakąś liczbę uchodźców, których moglibyśmy przyjąć – powiedzmy dziesięć tysięcy rocznie, może nawet mniej – powinna zapewnić sobie możliwość w miarę dokładnego prześwietlania tych osób, być może odmawiać przyjmowania samotnych mężczyzn o bardzo niepewnych papierach, a także zaliczać do kwoty uchodźców osoby przybywające do nas z niebezpiecznych części byłego ZSRR, głównie z Czeczenii i terenów Ukrainy objętych wojną, które uzyskają status uchodźcy, ale udawanie, że możemy z Europy brać i jednocześnie twierdzić, że problem uchodźców nas nie dotyczy, jest i nieludzkie, i całkiem doraźnie głupie.
Być może trzeba będzie zmienić europejskie prawo, tak aby uchodźcy relokowani z jednego kraju do drugiego nie mogli się swobodnie przenieść gdzie indziej: jeśli dostaną status uchodźcy w Polsce, nie powinni mieć prawa do natychmiastowego przeniesienia się do Holandii czy Niemiec i pobierania tam świadczeń socjalnych większych, niż w Polsce.
Dobrze wiem, że integracja uchodźców nie będzie łatwa. Trzeba starać się unikać błędów krajów zachodnich, nie dopuścić do powstawania gett, a przede wszystkim przełamać nasze własne negatywne stereotypy. Zauważmy: ci nie-Europejczycy, którzy już u nas mieszkają i a to studiują, a to prowadzą jakieś bary, a to pracują gdzie indziej, w większości nie przybyli do nas jako uchodźcy, ale w innym charakterze. I spotykają się z niechęcią, rasistowskimi obelgami, niekiedy z przemocą. Nasz obrzydliwy rząd na to nie reaguje, ba, wyraża dla tych postaw zrozumienie, sam nakręca niechęć do obcych i straszy terrorystami. Władze usuwają z Polski osoby, które mieszkają tu od lat i całkiem dobrze się zintegrowały: pracują, studiują, dzieci chodzą do szkoły i mają tam przyjaciół. Lokalne władze robią wszystko, żeby ośrodek dla uchodźców nie powstał na terenie ich gminy czy powiatu. Prawicowi publicyści nie dostrzegają problemu rasizmu, sami rozpowszechniają stereotypy antyislamskie i, szerzej, antymigranckie. Kościół hierarchiczny coś tam mówi o konieczności pomocy uchodźcom, ale lokalni księża nie tłumaczą wiernym, że zwyzywanie pracownika kebabu od kozojebców jest grzechem. O księżach, którzy samozwańczo mianują się kapelanami ksenofobicznych „patriotów”, lepiej nawet nie wspominać…
Jest jeszcze problem rozróżnienia uchodźcy od nielegalnego migranta. Otóż precyzyjnie nie da się tego zrobić. Można wszkaże przyjąć, że ludzie, którzy ryzykują wielomiesięczną, niebezpieczną, kosztowną podróż w upokarzających warunkach, aby dostać się na wybrzeże Morza Sródziemnego tylko po to, aby podjąć jeszcze większe ryzyko przeprawy jakąś rozpadającą się, przeładowaną łódką do Europy, zasługują na nasze współczucie i wsparcie. Zapewne Europa mogłaby podjąć jakieś działania, aby tych ludzi z morza wyławiać i odstawiać do jakiegoś bezpiecznego portu na wybrzeżu północnoafrykańskim zamiast do Europy, ale na razie nie ma pomysłu jak się za to zabrać. I oczywiście wszystkie kraje europejskie, w tym Polska, powinny znacznie mocniej zaangażować się w pomoc dla cierpiących ludzi w ich własnych krajach i krajach sąsiednich, zwłaszcza zaś w zażegnanie konfliktów i skutków katastrof humanitarnych, które zmuszają ludzi do migracji. Jednak od przyjmowania uchodźców się nie wymigamy. Nawet nie powinniśmy próbować.
A na zakończenie

Róża dla Jarosława Kaczyńskiego