IPN wczoraj ogłosił, że znalezione w szafie Kiszczaka dokumenty agenta Bolka były pisane ręką Lecha Wałęsy.
To, że Wałęsa we wczesnych latach ’70 podjął współpracę z SB – nawet nie tyle podjął, ile został do niej zmuszony – było mniej-więcej wiadomo od dawna. Wałęsa był wtedy młodym robotnikiem, był sam, nie miał się kogo poradzić, pamiętał, że władza strzelała do robotników, a SB wydawała się wszechwładna. No więc podjął współpracę, donosił, a nawet brał za to pieniądze. Podobno opozycjoniści z kręgów WZZ wiedzieli to lub się tego domyślali już pod koniec lat ’70. Sam Wałęsa w 92 przyznał, że „coś tam podpisał”. No i co z tego? Ważne jest to, że sam Wałęsa współpracę z SB zerwał, a gdy SB zaczęła go nachodzić pod koniec lat ’70 żeby odnowić współpracę, wyrzucił ich.
A najważniejsze są zasługi Wałęsy dla Polski od Sierpnia 80 do czerwca 89. Tego nikt Wałęsie nie odbierze. Ani sierpniowych strajków, ani karnawału Solidarności, ani tego, że nie załamał się – znów samotny – w trakcie internowania, ani że nie poddał się szykowanym przeciwko niemu w latach ’80 SBeckim fałszywkom i prowokacjom, ani Okrągłego Stołu. Pokojowej Nagrody Nobla i przemówienia w Kongresie Stanów Zjednoczonych też nie.
Nie wątpię, że lepiej by było, gdyby Wałęsa się wtedy, w 1992, przyznał do współpracy z SB dwadzieścia lat wcześniej, gdyż ta współpraca w niczym nie umniejszała jego późniejszych zasług. No, ale nie przyznał się. Szkoda.
Pewien mój znajomy przytomnie zauważył, że łatwiej jest napisać „Wałęsa był TW i mamy na to dowody” niż wdawać się w te wszystkie rozważania. Łatwiej napisać, a i przekaz jest prostszy.
No właśnie, jaki to przekaz?
Po pierwsze, można się zapytać, co w latach ’70 robili dzisiejsi Katoni? Ano, nie robili nic lub bardzo niewiele – bo byli za młodzi, bo zanadto się bali, bo nie wiedzieli, że w ogóle można coś robić, bo nie wierzyli w skuteczność oporu, bo im w ówczesnym systemie było całkiem dobrze, powodów pewnie było wiele – ale dzisiaj ich ówczesna małość aż parzy w zestawieniu z wielkością Lecha Wałęsy z samego roku 1970 i później, od końca lat ’70 aż do 1989. Ponieważ siebie wywyższyć nie mogą, usiłują poniżyć i splugawić Wałęsę, żeby ich małość nie kłuła w oczy i żeby, dajmy na to, nasz żałosny Człowieczek Wolności mógł wyglądać na prawdziwego przywódcę.
Tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Jest jednak drugie dno.
Rządząca nami prawica, mała i nikczemna, próbuje bowiem wprost powiedzieć, a jeśli nie powiedzieć, to przynajmniej dać do zrozumienia, że skoro Wałęsa kiedyś tam był Bolkiem, to SB stale nim sterowała, że jego prezydentura służyła budowie III RP pod dyktando komunistycznych służb specjalnych, że ostatecznie tylko dzięki temu władzę mógł objąć zbrodniczy rząd PO-PSL. Zastanówmy się nad tym.
Czy w otoczeniu prezydenta Wałęsy mogli być agenci SB? Mogli. Wałęsa – zwłaszcza po zerwaniu ze swoimi doradcami, Mazowieckim, Geremkiem i całą resztą – miał skłonność do otaczania się nieciekawymi postaciami. Mogli tam być SBcy, i prawie na pewno byli. A czy mogli coś Wałęsie podszeptywać? No, skoro byli, to tak. A czy Wałęsa ich słuchał? Niewykluczone, że niekiedy tak.
Ale co ci agenci podszeptywali? Czy coś w duchu „więcej kasy i więcej osobistych gwarancji dla mnie”, a poza tym – żeby zacytować klasyka, nieżyjącego już działacza SLD – „chwała nam i naszym kolegom”, czy też snuli jakiś misterny, niezwykle złożony plan podporządkowania sobie Polski, a właściwie utrzymania nad nią kontroli? Czy zgarniali pod siebie, czy rękami Wałęsy rozgrywali jakąś skomplikowaną grę? Jeśli to pierwsze, to przykre, ale w gruncie rzeczy niegroźne, zwłaszcza z perspektywy tak wielu lat. Jeśli to drugie, to znacznie gorzej. Ale na to drugie, na istnienie skomplikowanego, wieloletniego planu komunistycznych służb specjalnych realizowanego rękami prezydenta Wałęsy, nie ma żadnych dowodów. Ani nawet żadnych przesłanek świadczących o tym, że taki plan w ogóle mógł powstać.
Istnienie takiego planu zakładałoby uznanie, że PRLowskie służby specjalne miały wielkie kompetencje intelektualne, organizacyjne i analityczne. A przecież gołym okiem widać, że nie miały. Nie przewidziały załamania gospodarczego Polski, upadku komunizmu w Polsce, ZSRR i reszcie bloku sowieckiego, nie przewidziały zwycięstwa Solidarności w wyborach 4 czerwca – no przecież ordynacja była tak skonstruowana, żeby Solidarność nie mogła wygrać, a jednak wygrała! – nie miały spójnego planu co zrobić po objęciu władzy przez Solidarność (czego też nie przewidziały), poza „ratuj się, kto może”, czyli palmy teczki i uwłaszczajmy nomenklaturę. Oczywiście, zostały jakieś grupy, może nawet jakieś struktury post-specjalne, ale one zajęły się ratowaniem własnych tyłków i robieniem pieniędzy w niezliczonych aferach wczesnych lat ’90. (Zauważmy w nawiasie, że po jakimś czasie nawet i to się wyczerpało: w Polsce nie powstała oligarchia na wzór rosyjsko-ukraiński, nie zaczęli rządzić nieusuwalni satrapowie – to się akurat być może zmienia – a nawet mafia bardzo straciła na wpływach i znaczeniu.) Przypuszczać, że zakonspirowane pozostałości służb wcielały w życie jakiś skomplikowany, rozpisany na kilkanaście lat plan, penetrujący i chaos rozpadającego się świata postsowieckiego, i problemy gospodarcze i społeczne, z jakimi nigdy się wcześniej nie zetknęli, interesy krajów zachodnich, które nagle zaczęły mieć dla nas znaczenie, a wreszcie trudne do ogarnięcia turbulencje naszej własnej polityki, to nie byłaby nawet teoria spiskowa, ale zwykła naiwność.
Nie ma o czym mówić.
Wracając do ogłoszonych przez IPN rewelacji, to w warstwie faktograficznej mamy do czynienia albo z bardzo dobrze spreparowaną fałszywką, albo trzeba przyznać, że Lech Wałęsa ponad czterdzieści lat temu był agentem Bolkiem. Tylko że z tego niewiele już dzisiaj wynika. Ani nie odbiera Lechowi Wałęsie jego wielkich zasług dla Polski w latach ’80, ani nie czyni jego prezydentury gorszą (lub lepszą), niż była, ani nie stanowi dowodu, że III RP była wynikiem spisku służb specjalnych.
W warstwie symbolicznej jest to natomiast atak na jedną z postaci ucieleśniających czas miniony, wobec którego Człowieczek Wolności jest jedynie śmieszny. Nawet jeśli każe sobie kupić wyższą drabinkę lub urządzić pięć następnych gali w stylu Kim Ir Sena.
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.