Zagadnienia prawno-ustrojowe większości ludzi wydają się abstrakcyjne i oderwane od rzeczywistości. Nie są, ale w czasach postprawdy nieważne, co jest, ważne, co się komu wydaje, że jest. Ludzie widzą jednak, że ktoś przeciwko władzy PiS protestuje i że protest ten cieszy się pewnym społecznym poparciem. Władza, w swoich bolszewickich ciągotach, tęskni na czasami „jedności moralno-politycznej Narodu” (w czasach Gierka słowo „naród” pisano jednak, zgodnie z zasadami gramatyki, przez małe „n”), więc żadnych protestów nie toleruje, protestujących zaś chce ośmieszyć i zdyskredytować. I oto kilku panów, pretendujących do roli przywódców opozycji, pięknie i własnoręcznie się PiSowi podłożyło.
W krótkim czasie wybuchły dwie afery.
Po pierwsze, w Sejmie trwa protest przeciwko manipulacjom PiS przy głosowaniu ustawy budżetowej i innych ustaw (patrz Atrapa). W ramach tego protestu Platforma i Nowoczesna prowadzą cokolwiek surrealistyczną okupację – rotacyjną okupację – Sali Posiedzeń Sejmu (na co PiS, nawiasem mówiąc, odpowiada równie groteskowo, zabijając boczne drzwi do Sali Kolumnowej dyktą i zastawiając korytarze stertami krzeseł, żeby opozycji maksymalnie utrudnić zgłaszanie kłopotliwych wniosków formalnych, gdyby posiedzenie miało tam zostać przeniesione). Protestujący posłowie podkreślają swoje poświęcenie: walcząc o Sprawę, zrezygnowali ze spędzania Bożego Narodzenia z rodzinami i z zabaw sylwestrowych. Tymczasem lider Nowoczesnej, Ryszard Petru, wraz z domniemaną kochanką, poleciał na Sylwestra do Portugalii. Mieli polecieć na Maderę, ale afera wybuchła, zanim tam dolecieli, więc zostali na kontynencie i szybciutko wrócili do Warszawy. Petru nie złamał prawa, za bilety zapłacił sam, jest dorosły, opinii publicznej nic do tego, z kim spędza wakacje, tym bardziej, że nigdy nie epatował swoimi katolickimi poglądami, słowem, myśli Petru, nie powinno być żadnej sprawy. A jednak jest.
Cóż to bowiem za okupacja i cóż to za poświęcenie, gdy w Sejmie posiedzi się kilka-kilkanaście godzin, a potem można iść do domu, na bal albo do Portugalii, bo dalszy protest poprowadzą inni posłowie, których po odpowiednim czasie zmieni ktoś jeszcze inny? Wakacje jednego z liderów protest dezawuują, tym bardziej, że sam Petru kilka dni wcześniej wyrzucał dr. Dudzie, że ten jedzie sobie na narty zamiast próbować znaleźć jakieś wyjście z sejmowego klinczu. Opinia publiczna otrzymała jasny sygnał, że Petru na znalezieniu rozwiązania też zbytnio nie zależy.
Jest jeszcze jeden aspekt, który chyba umyka większości komentatorów: To prawda, że coraz więcej Polaków może sobie pozwolić na zagraniczne wakacje, ale większości na to nie stać, a i ci, których stać, na ogół jeżdżą na wczasy all inclusive w ośrodkach obsługujących masową publiczność. Sylwestrowy wypad na Maderę to coś, na co mogą sobie pozwolić tylko członkowie zamożnej elity. Jeśli chcemy przekonać Szeroką Publiczność, zwykłych ludzi, że sprawy, o które walczymy w Sejmie, są ważne, nie możemy jednocześnie demonstrować naszego oderwania, alienacji, wywyższania się nad innych. PiS ciągle powtarza, że protesty odbywają się wyłącznie w interesie elit, bojących się utraty swoich dotychczasowych przywilejów – no i masz, jeden z przywódców protestu demonstruje, że stać go na więcej, niż zwykłych Polaków. Tak, jak ośmiorniczki, spożywane przez Platformianych ministrów, stały się symbolem alienacji tej formacji – nieważne, co oni tam mówili (zresztą nic strasznego nie mówili), ważne, że ich zachowanie uznano za dowód oderwania tych polityków od zwykłych ludzi – tak Madera zapewne stanie się symbolem przepaści dzielącej lidera Nowoczesnej od wyborców, o których głosy powinien zabiegać. Bo jeśli miałby zabiegać tylko o tych, których stać na wakacje na Maderze, to już przegrał.
Bohaterem drugiej afery stał się lider KODu, Mateusz Kijowski. Twierdził on, że za pracę dla KOD nie pobiera żadnego wynagrodzenia, tymczasem okazało się, że firma jego i jego obecnej żony w ciągu pół roku wystawiła KODowi faktury za usługi informatyczne na kwotę 90 tysięcy złotych. Co więcej, nie wiedziała o tym ani opinia publiczna, ani – podobno – nawet część Zarządu KOD.
No i znów, to, że KOD Kijowskiemu płacił, nie jest nielegalne. Jest też jasne, że Kijowski z czegoś musi żyć, a ponieważ sprawom KODu poświęca mnóstwo czasu, powinien być za to wynagradzany. Gdy jednak okazuje się, że organizacja finansowana wyłącznie z dobrowolnych składek płaci swojemu liderowi niemałe pieniądze, a w dodatku wygląda na to, że chciano ten fakt ukryć, sprawia to fatalne wrażenie. Na świecie było wiele skandali związanych z tym, że ludzie wpłacali na jakiś szczytny, w ich mniemaniu, cel – mogło to dotyczyć polityki, ale także organizacji religijnych – a potem wychodziło na jaw, że znaczną część tych pieniędzy przejmowali przywódcy na swoje potrzeby. To naprawdę jest oburzające. Jeśli KOD chciał Kijowskiemu płacić, powinien robić to jawnie, nie ukrywając tego faktu: skrajną polityczną naiwnością i głupotą było przypuszczenie, że wypłaty dla Mateusza Kijowskiego nie staną się publiczne i że przeciwnicy KOD nie będą się wykorzystywać niejasności do zohydzenia i wyśmiania KODu.
W dodatku niektórzy spekulują, że Kijowski wybrał ten sposób zapłaty – faktury wystawiane przez firmę, nie wynagrodzenie dla człowieka – aby ukryć pieniądze przed komornikiem, ścigającym go za zaległości w płaceniu (zbyt wysokich, zdaniem Kijowskiego) alimentów. Tego nie wiem. Byłby to podwójny skandal.
Jest oczywiście prawdą, że problemem Polski nie są wakacje Ryszarda Petru czy 90 tysięcy Mateusza Kijowskiego (nawiasem mówiąc, o to ostatnie najbardziej obłudnie oburzają się przeciwnicy KOD, których to finansowo nigdy nie dotyczyło; ja na KOD wpłacałem, więc, w pewnym sensie, mam prawo się oburzać). Większym problemem jest milion wydawany rocznie z publicznych pieniędzy na ochronę Kaczyńskiego, miliony prawem kaduka przyznane panu dyrektorowi Rydzykowi i innym organizacjom kościelnym czy 4 miliardy (sic!) złotych, które klientom SKOKów PiSowskiego darczyńcy i senatora Grzegorza Biereckiego musiał zwrócić Bankowy Fundusz Gwarancyjny, a także pieniądze marnowane na hojne programy rozdawnictwa socjalnego. Jeszcze większym problemem będzie kretyńska i pod każdym względem szkodliwa „reforma” edukacji, którą właśnie podpisał pan Andrzej Duda (naiwni i pełni dobrej woli ludzie liczyli, że jednak ją zawetuje, tymczasem żadnych złudzeń, panowie). Owszem, to są o wiele poważniejsze problemy. Ale jeśli opozycja będzie się w małych w gruncie rzeczy sprawach kompromitować tak, jak Petru i Kijowski, Kaczyński nie będzie miał z kim przegrać. O ile dojdzie w Polsce do jakichś wyborów.
W internetach można znaleźć złośliwy wierszyk:
Czarne są piaski Madery
A oczy dziewczyny są śliczne.
Kurewsko ostatnio są drogie
Usługi informatyczne.
No, niestety…