W najnowszym dodatku do Gazety Wyborczej Ale Historia znajduje się dość ciekawy artykuł Małżonkowie wieków średnich, poświęcony ewolucji koncepcji chrześcijańskiego małżeństwa w średniowiecznej Europie. Otóż koncepcja ta ewoluowała, były różne rodzaje małżeństw, a władcy często zrywali (unieważniali) swoje istniejące małżeństwa ze względów politycznych. Autorką jest Halina Manikowska, profesor w Instytucie Historii PAN. Jak wynika z informacji zawartych w bazie Ludzie Nauki, pani profesor zajmuje się historią Włoch, historią kultury średniowiecznej i historią średniowiecznej Polski. Trochę się dziwię, iż przy takich zainteresowaniach autorka nie wspomniała ani o księciu Zbigniewie, uznanym za bękarta, gdy jego ojciec, książę Władysław Herman, postanowił oddalić swoją żonę, by móc ożenić się z Judytą Czeską, ani o Dekameronie Boccaccia, dekonstruującym mit średniowiecznej (prawda – późnośredniowiecznej) pruderii i wstrzemięźliwości seksualnej. Oba te przykłady świetnie pasowałyby do tez głoszonych przez panią profesor.
Ale to są drobiazgi. Znacznie groźniej się robi, gdy autorka pisze:
Akt małżeński, któremu [kobiety] oddawać się mogły […] obciążony był grzechem, choć tylko lekkim. Nie mogły więc kroczyć za przykładem kobiecego ideału – Matki Bożej, bo jest on nie do powtórzenia: niepokalanie poczęta, sama poczęła niepokalanie, zachowując, jak twierdzili niektórzy, dziewictwo w czasie porodu.
Nie jest dobrze. W popularnym rozumieniu „niepokalane poczęcie” odnosi się do poczęcia Jezusa bez udziału ziemskiego ojca i tak też zdaje się to rozumieć pani profesor. Przez opozycję do poczęcia „niepokalanego”, każde normalne poczęcie dziecka, tym bardziej zaś każdy akt seksualny nieprowadzący do zapłodnienia, miałyby być skalane, grzeszne. Jest to interpretacja całkowicie błędna. Ja się nawet nie dziwię, że tak to się ludziom kojarzy, wziąwszy pod uwagę obsesję Kościoła Katolickiego na punkcie spraw seksualnych. Jednak w rzeczywistości dogmat o niepokalanym poczęciu powiada, że Maria nie była obciążona grzechem pierworodnym. I tyle. Nie ma tu w ogóle mowy ani o seksie, ani o „partenogenezie” Jezusa.
Kościół, z niezrozumiałych dla mnie powodów, niezbyt gorliwie stara się wyjaśniać prawidłowe znaczenie dogmatu o niepokalanym poczęciu – tak jakby wspomniane obsesje seksualne były ważniejsze od prawdy objawionej przez Boga, w którą wszyscy wierni powinni wytrwale i bez wahania wierzyć. Jednak profesor historii, mediewistka pisząca o średniowiecznej etyce seksualnej, która nie rozumie – lub udaje, że nie rozumie – tego dogmatu, to doprawdy jest osobliwość. Jak tak można, pani profesor?!