W magazynie świątecznym dzisiejszej Gazety Wyborczej (tekst na pewno jest płatny, więc nawet nie będę próbował go linkować) Klaus Bachman narzeka, iż polska inteligencja „hołduje dziewiętnastoweicznej szlacheckiej misji oświecania narodu”, „wie lepiej”, wobec wsi żywi, w gruncie rzeczy, pogardę i stosuje wobec niej przemoc symboliczną. Bachmana fascynuje
skąd się bierze ta arogancja miejskiej, postszlacheckiej inteligencji.
Jednak o wsi Bachman ma wyobrażenia raczej idealistyczne:
W 2004 roku polski chłop wziął pieniądze z Brukseli, kupił klimatyzowany ciągnik najwyższej jakości [to była ta część idealistyczna – pfg] i nadal nie czyta ani „Łaskawych”, ani „Cząstek elementarnych”. Jego dzieci będą to czytać [znów ten profesorski idealizm – pfg], ale na tablecie albo na czytniku […]
Ja zaś mam problem: Co prawda nie należę do inteligencji postszlacheckiej, lecz postchłopskiej, ale Łaskawe (znakomite) i Cząstki elementarne (takie sobie) czytałem. No i teraz nie wiem, czy to uchodzi, czy też mam się tego wstydzić?