Jeśli wierzyć sondażom, jestem w mniejszości. Popieram podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat.
To, że za 10 czy kilkanaście lat liczba osób zdolnych do pracy zmniejszy się wyraźnie w stosunku do stanu dzisiejszego, to nie są żadne prognozy. To jest fakt. Ludzie, którzy wtedy będą pracować, już się urodzili i w żaden cudowny sposób ich nie przybędzie, a ubytek siły roboczej jakoś trzeba będzie zrekompensować. Przekonująco pisze o tym Krzysztof Łoziński.
Gdy Bismarck (sic!) ustalił wiek emerytalny na 65 lat, naprawdę chodziło o to, żeby starcy stojący nad grobem nie musieli już pracować – średnia długość życia mężczyzn w Prusach wynosiła wówczas 63 lata. Średnia długość życia rośnie – i bardzo dobrze! – a wiek emerytalny nie. Dzisiejsi emeryci pobierają swoje świadczenia dłużej, niż ich rodzice i dziadkowie, a proces ten będzie postępował. Jeśli zachowamy obecny system, to, wobec kurczącego się zasobu siły roboczej, albo przyszłe świadczenia będą żałośnie niskie, albo obciążenia pracujących będą absurdalnie wysokie. Może to doprowadzić do poważnych napięć społecznych: mniej liczni pracujący po prostu nie będą chcieli tak wiele płacić na emerytów. W interesie przyszłych emerytów leży więc to, aby do takiej sytuacji nie dopuścić.
Wydaje mi się, że proponowana reforma jest źle prezentowana. Podniesienie wieku emerytalnego nie ma nastąpić natychmiast. Wiek emerytalny będzie podnoszony stopniowo i osiągnie 67 lat dla mężczyzn w październiku 2020, a dla kobiet dopiero w październiku 2040. Wszystko jest wyraźnie i klarownie rozpisane w tej pouczającej tabeli. Tymczasem ludzie protestują tak, jakby zły Tusk chciał zmuszać do pracy do 67. roku życia także tych, którzy według obecnych przepisów mieliby przejść na emeryturę powiedzmy za rok albo zgoła – cóż za zgroza! – odebrać emerytury tym, którzy już je pobierają, a nie mają jeszcze 67 lat. Na wszystkie pokazywane w mediach protesty osób w wieku (około)emerytalnym trzeba łagodnie odpowiadać „państwa to nie dotyczy”. I trzeba to powtarzać w kółko, w kółko i w kółko. Cierpliwie, głośno i wyraźnie.
Związki zawodowe i politycy opozycji, od Millera po Kaczyńskiego, oczywiście rozumieją zasady proponowane przez Tuska, ale nie dość, że nie chcą ich nikomu tłumaczyć – zgoda: nie muszą – to cynicznie wykorzystują lęki i nieświadomość osób, które teraz, niewiele przed oczekiwaną emeryturą, całkiem niesłusznie czują się przez reformę zagrożone.
W myśl proponowanej reformy na emeryturę w wieku 67 lat przejdą dopiero te kobiety, które teraz mają lat 38 i mniej. Ciekawe, że protestów ze strony tej grupy raczej nie słychać.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że samo podniesienie wieku emerytalnego nie wystarczy. Zmienić się będzie musiał rynek pracy. Konieczność pracy do 67. roku życia nie oznacza konieczności pracy na tym samym stanowisku – zgoda, ale muszą powstać miejsca pracy dla osób 60+ (Polska ma obecnie problemy z tworzeniem miejsc pracy dla osób o dziesięć lat młodszych!), być może zdolnych do pracy tylko w niepełnym wymiarze. Być może ludzi trzeba będzie do takiej pracy przeszkolić, a będą to musiały być zupełnie inne szkolenia, niż te obecnie proponowane. Zmienić się będzie musiała opieka zdrowotna, zasady przyznawania rent dla tych, którzy naprawdę pracować nie mogą, ale zmienić się też musi podejście do przestrzegania higieny pracy, BHP, unikania zagrożeń przez tych, którzy pracują. Postęp techniczny i globalizacja, które teraz szkodzą, bo powodują utratę dobrze płatnych miejsc pracy w przemyśle, będzie z jednej strony działał na korzyść, gdyż będzie zmniejszał zapotrzebowanie na ciężką, wyniszczającą pracę fizyczną, ale z drugiej będzie rodził kolejne wyzwania, bowiem dla osób, które stracą taką pracę nie osiągnąwszy wieku emerytalnego, trzeba będzie znaleźć jakąś inną pracę. (Wracając na chwilę do tekstu Łozińskiego, ubytek PKB spowodowany ubytkiem rąk do pracy można także zrekompensować przez wzrost wydajności – i oby tak się stało, wszyscy będziemy wówczas bogatsi, ale na miejscu rządzących nie opierałbym o to polityki społecznej na najbliższe dwadzieścia kilka lat.) O tym wszystkim się nie mówi, a bez tych zmian reforma się nie powiedzie.
Należy także zlikwidować przywileje dla tych grup, które obecnie je mają, w tym dla mundurowych, sędziów i prokuratorów, górników. Te zawody powinny być odpowiednio wynagradzane, a więc te wszystkie osoby powinny płacić proporcjonalnie wysokie składki emerytalne, ale nie widzę powodów, dla których reszta pracujących i podatników miałaby do nich coś ponad to dokładać. Zupełnie nie przekonuje mnie argument o „ochronie praw nabytych”. Prawem nabytym jest emerytura, którą już ktoś – niechby nawet agent Tomek – pobiera, ale nie obietnica przyszłej emerytury. Nie widzę przeszkód, aby przywileje usuwać stopniowo także już obecnie pracującym wojskowym, sędziom itd – na przykład nakładać na nich obowiązek płacenia składek w takim tempie, w jakim podnoszony będzie wiek emerytalny.
Osobną kwestią jest obecny kryzys w stosunkach PO z PSL. Wielu komentatorów twierdzi, że to jest tylko gra, że Pawlak, w zamian za poparcie, liczy na umorzenie wielomilionowego długu, jaki PSL ma wobec Skarbu Państwa – to możliwe, ale takie ustępstwo ze strony Tuska i Rostowskiego to byłby skandal, klasyczna i niewybaczalna korupcja polityczna – lub też że Pawlak chce się pokazać jako „twardziel” przed nadchodzącymi wyborami prezesa PSL. Skłaniam się do tej drugiej opinii. Pawlak ustąpi, ale Platforma zgodzi się na jakieś jego postulaty. Najprawdopodobniej na pewne przywileje dla kobiet. Postulat, aby kobietom jakoś zrekompensować czas, w którym nie pracowały, ale zajmowały się dziećmi, jest społecznie (choć pewnie nie fiskalnie) racjonalny. Kobiety, które będą w przyszłości szły na urlopy wychowawcze, mogłyby mieć składki emerytalne płacone z budżetu państwa (nb, to samo powinno dotyczyć mężczyzn biorących urlopy wychowawcze!), a tym, które urlopy wychowawcze wykorzystały w przeszłości, ZUS mógłby podnosić „kapitał początkowy”, w proporcji takiej, w jakiej obejmie je podwyższenie wieku emerytalnego. Nie byłaby więc to „premia za urodzenie dziecka”, ale rekompensata zarobków utraconych na skutek przebywania na urlopie wychowawczym.
