Ukoronowaniem kariery naukowca jest tytuł profesora, zwany formalnie „tytułem naukowym” i przyznawany w Polsce przez prezydenta. Ten akt jest poprzedzony całą żmudną procedurą, mającą zapewnić, że osoba, której tytuł naukowy zostaje przyznany, w istocie na to zasługuje. Jednym z wymogów było dotąd wypromowanie co najmniej jednego doktora. Ogłoszony dwa dni temu projekt ustawy zmieniającej ustrój szkół wyższych i zasady przyznawania stopni i tytułu naukowego, podwyższa ten próg. Według Art. 26 pkt. 3 projektu, tytuł naukowy może być przyznany osobie, która, między innymi,
posiada osiągnięcia w opiece naukowej – uczestniczyła co najmniej trzy razy w charakterze promotora w przewodzie doktorskim oraz co najmniej trzy razy w charakterze recenzenta w przewodzie doktorskim lub postępowaniu habilitacyjnym
To jest poważne podniesienie wymagań. Rozumiem intencje – profesorem z tytułem naukowym, a nie profesorem uczelnianym („podwórkowym”, jak to się mówi) powinny zostawać tylko osoby naprawdę wyrózniające się. Jeden doktorat w ocenie projektodawcy nie wystarcza, osoba świeżo po habilitacji szybko stara się kogoś wypromować (jeżeli tylko są jacyś kandydaci). Szybko, a więc być może kiepsko, a koledzy pozytywnie recenzowali po znajomości, żeby doktor habilitowany mógł zostać profesorem – taka, jak przypuszczam, mogła być intencja projektodawcy. Jeśli kandydat wypromuje trzech doktorów, a, to co innego, to już nie jest byle co. Obawiam się, że skutek będzie sokładnie przeciwny do zamierzonego.
-
Ponieważ wypromować trzech doktorów w istocie jest trudniej niż jednego, proponowany przepis przyczyni się do inflacji doktoratów. Doktorzy habilitowani marzący o tytule naukowym będą promować byle kogo, na byle jakiej podstawie, byle szybko – taka przynajmniej będzie pokusa. I, jak się obawiam, taka będzie praktyka.
-
Sądzę ponadto, że przepis ten można odczytywać jako obronę interesu korporacyjnego obecnych profesorów posiadających tytuł naukowy. Większość z nich otrzymala tytuł naukowy po wypromowaniu jednego doktoranta (potem większość z nich wypromowała kolejnych), a teraz podwyższają bariery broniące wstępu do tego grona.
I to nie jest Prima Aprilis.
P.s. Oj, nie będę profesorem…