Podobno sporo osób ma jakąś drobnostkę, która ich w sposób niezrozumiały, ponad wszelką miarę irytuje. Dla mnie czymś takim jest słowo gościni. Boże, jak ja nie znoszę tego słowa!
Nie mam nic przeciwko feminatywom, prezydentkom, naukowczyniom, chirurżkom czy kierowczyniom. Mnie jedynie drażni to konkretne słowo, gościni.
Ze smutkiem przyznaję, że to słowo uznawane jest za poprawne i że występuje w Słowniku Warszawskim – ale chyba tylko tam. W dodatku jako druga forma żeńska rzeczownika gość; pierwszą formą jest gościa, która nie budzi we mnie żadnego sprzeciwu, ba, wydaje mi się ładna. W języku rosyjskim mamy słowo гостья, określające gościa-kobietę. Być może komuś wydało się, że tworząc ten pokraczny neologizm, gościni, uniknie rusycyzmu, jakim rzekomo byłaby gościa, podczas gdy gościa istniała w polszczyźnie od dawna, nie była naleciałością z czasów zaborów.
W języku polskim istnieją liczne rzeczowniki rodzaju żeńskiego z końcówkami -ini, -yni. Mistrzyni, zdobywczyni, zwyciężczyni, łowczyni, naukowczyni, morderczyni, kniahini, bogini. Czemu więc nie gościni? Bo rzeczowniki rodzaju męskiego, od których utworzono powyższe formy żeńskie, mają inne formy, tymczasem wyraz gość ma budowę taką, jak znane rzeczowniki rodzaju żeńskiego: kość, złość, miłość i wiele podobnych. Siłowe, bezmyślne utworzenie formy żeńskiej od rzeczownika, który sam z siebie brzmi jakby był rodzaju żeńskiego, budzi mój sprzeciw.
Rzeczownik gość oznacza też faceta, bliżej nieokreślonego mężczyznę. Gdy byłem chłopcem, w okolicach mojego podwórka funkcjonował żeński odpowiednik gościa w tym znaczeniu: gościówa.
To słowo wydaje mi się tysiąc razy zgrabniejsze od katastrofalnej gościni.

Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.