Na polsko-białoruskiej granicy wciąż koczują migranci. Wciąż są przepychani z jednej strony granicy na drugą, niekiedy fizycznie przerzucani jak worki siana, głodują, marzną i cierpią. Umierają. Polska, kraj rzekomo chrześcijański, nie uważa migrantów za ludzi, którym przysługują jakieś prawa i w których chrześcijanie powinni dostrzec Chrystusa (mnieście to uczynili), tylko za pionki w jakiejś potwornej grze.
Władza, chcąc obrzydzić ludziom migrantów, a jeszcze bardziej pokazać, przed jakim strasznym zagrożeniem nas chroni, ucieka się do niebywałych podłości; mam tu na myśli tyleż słynną, co wstrętną, konferencję ministrów Kamińskiego i Błaszczaka. Wszystkiemu patronuje dziadyga przysypiający na własnej konferencji prasowej.
A przy tym wszystkim Polska, z całym swoim stanem wyjątkowym na granicy, okrucieństwem, ksenofobią i zasiekami Błaszczaka, jest dramatycznie nieskuteczna. Jak donoszą niemieckie media, od początku września do Niemiec z terenu Polski wjechało ponad 4000 nielegalnych migrantów. Obecnie dociera tam około 200 osób dziennie.
W oczach Zachodu Polska sama sobie przyprawia gębę kraju bezdusznego, rasistowskiego, gardzącego cywilizowanymi normami, a w dodatku nieskutecznego.
Połączmy to jeszcze z naszym głośnym łamaniem unijnych norm i natarczywym domaganiem się unijnych pieniędzy.
Co więc Polska, nasz kraj, powinna w tej sytuacji zrobić? Już pisałem i chętnie powtórzę: Powinniśmy ze względów humanitarnych przyjąć wszystkich migrantów koczujących obecnie w nadgranicznych lasach. Że jeśli przyjmiemy tych, to Łukaszenka skieruje tam natychmiast następnych, z którymi sam zaczyna mieć kłopot? Oczywiście. Więc tamtych też powinniśmy przyjąć. Przyjąć, umieścić w ośrodkach, odebrać od nich prośby o ochronę, analizować je, próbować odsyłać tych, którzy nie spełniają kryteriów, a w międzyczasie wszystkie dzieci posłać do szkoły. Łącznie będzie tego kilka, może kilkanaście tysięcy osób. Zgoda, przyjęcie tych ludzi i zapewnienie im choćby minimalnie przyzwoitych warunków będzie dla Polski kłopotem. Może nawet sporym kłopotem. Jednak – tylko kłopotem, który nie rozłoży ani naszej gospodarki, ani bezpieczeństwa, ani tożsamości. Pozwalanie, by ci ludzie tułali się po lasach, cierpieli i umierali, jest dla Polski hańbą.
Jednocześnie trzeba starać się, aby uszczelnić granicę, bo ani Unia Europejska, ani my czy to jako my, czy to jako część Unii, nie życzymy sobie niekontrolowanego przepływu osób. (Nie wiem, czy mur jest najlepszym rozwiązaniem; mur budowany bez zachowania warunków ochrony przyrody i bez kontroli nad wydatkami, by odpowiedni ludzie mogli zarobić, z pewnością nie.) Przy czym samo to, że po przejściu przez zieloną granicę polsko-białoruską trafia się do polskiego ośrodka dla uchodźców, nie zaś do wymarzonych Niemiec, spowoduje, że atrakcyjność tego szlaku spadnie. Informacja, że przekroczenie polskiej granicy prawie na pewno oznacza pobyt w polskim ośrodku, z pewnością rozejdzie się szybko i szeroko. W interesie Polski leży więc raczej sprawne odnajdywanie migrantów i umieszczanie ich w polskich ośrodkach, nie zaś okrutne, bezprawne push-backi, bo w końcu, po wielu wyczerpujących próbach, jakiejś części migrantów raz, drugi, trzeci odpychanych na stronę białoruską, w końcu jednak udaje się dostać do Niemiec. Tak więc z ich punktu widzenia warto próbować.
Nie można ulec szantażowi Łukaszenki i trzeba go przekonać, żeby przestał sprowadzać bezwizowych „turystów” z Bliskiego Wschodu i Afryki. Nie tylko nie wolno znieść dotychczasowych sankcji, ale raczej trzeba nałożyć nowe, jeszcze bardziej surowe – będą zniesione, gdy Łukaszenka przestanie sprowadzać migrantów – oraz naciskać na linie lotnicze, aby przestały zapewniać Łukaszence transport. Tylko że to trzeba zrobić na poziomie unijnym, nie tylko naszym, lokalnym. Polska mogłaby przekonać pozostałe kraje UE do skoordynowanych działań, w jakimś stopniu kosztownych także dla krajów unijnych, gdyby ze zdaniem i potrzebami Polski ktoś się w UE liczył. Niestety, na skutek tyleż konsekwentnej, co obłąkanej polityki naszych obecnych władz, ze stanowiskiem Polski nie liczy się już nikt. Łamiąca europejskie zasady i europejską solidarność Polska staje się niechcianym i nielubianym partnerem. Dlaczego unijne kraje miałyby być solidarne z nami, skoro my ostentacyjnie odrzucamy zasady, którymi Unia się kieruje?
Rosjanie też nie mają na Zachodzie dobrej prasy. Choć niektórzy słyszeli o wybitnych rosyjskich pisarzach, kompozytorach i innych artystach, a jakaś malusieńka mniejszość nawet o wielkich rosyjskich matematykach i fizykach, Rosja jawi się jako kraj dziki, niedostępny, niezbyt cywilizowany, trudny do zrozumienia, Rosjanie jako ludzie podejmujący bardzo ryzykowne działania, często po pijanemu, i choć ich zawadiackość może imponować, to normalni ludzie tak by się nie zachowywali. A w ogóle Rosja to kraj i wielkich możliwości – ale ostrożnie, bo jak się podpadnie władzom, można pojechać paść białe niedźwiedzie – i nieustanne źródło zagrożenia. I o to chodzi. Podobno niektórzy Rosjanie powtarzają, że skoro nas nie lubią, to niech się nas przynajmniej boją.
Polaków nikt nie lubi, ale też nikt się nas nie boi. Polska coraz bardziej staje się pośmiewiskiem Europy, a jest to śmiech pełen pogardy. A PiS, aby utrzymać się u władzy, wyciąga z nas to, co najgorsze.



Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.