Prezes Kaczyński wraca do formy. Oświadczył dzisiaj, że on jest z AK, a inni – tu konkretnie pracownicy Radia Zet – „z innych środowisk”. Przy całej mojej niechęci do Kaczyńskiego nie uważam, że prezes oszalał i roi sobie, że walczył w szeregach AK. Nie, on zaledwie przypisuje sobie reprezentowanie tradycji AKowskiej, przeciwnikom zaś tradycji tej odmawia. To jest ten sam styl, ten sam duch, ta sama uzurpacja, co w kanonicznym już „my jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO”.
W dzisiejszej Polityce Adam Szostkiewicz pisze tak:
…kościół pisowski jawi się jako kontrreformacja, siła próbująca cofnąć Polskę do epoki masowych wykluczeń innowierców i każąca wierzyć, że prawdziwymi Polakami są tylko wyznawcy prezesa Kaczyńskiego. Obywatele III RP nienależący do kościoła PiS są dysydentami, heretykami lub poganami, niezasługującymi na zaufanie i współpracę. Tylko w PiS jest prawda o narodzie i historii, tylko tam przechowuje się arkę polskości i patriotyzmu.
Trafna diagnoza. Szkoda, że Szostkiewicz nie wskazuje na źródło tych przekonań. Przypomnijmy sobie słynny wywiad Jarosława Kaczyńskiego z jego stwierdzeniem, że „w nim jest czyste dobro”. Wtedy myślałem, że Kaczyński żartuje, że to tylko taka figura retoryczna. Po kilku miesiącach zacząłem rozumieć, że on wcale nie żartował, on naprawdę tak uważa. „We mnie jest czyste dobro”. Jeśli w kimś jest czyste dobro, dobro absolutne, bez najmniejszej domieszki zła, to, po pierwsze, ci, którzy się z nosicielem dobra nie zgadzają, robią to albo ze złych pobudek, albo na skutek przyrodzonego braku zdolności umysłowych i moralnych do rozpoznawania dobra. Tak czy siak, są oni niewarci dyskusji, nie mogą też mieć żadnej racji, nawet cząstkowej, bo czyste dobro musi być doskonałe – w przeciwnym razie nie byłoby czyste. Po drugie, bycie depozytariuszem czystego dobra daje rację moralną, władzę iście nadprzyrodzoną, do orzekania kto jest prawdziwym Polakiem, prawdziwym patriotą, spadkobiercą tradycji AKowskiej, kto zaś jest z KPP, z ZOMO, z grona wspólników mordercy Popiełuszki i z wszelkiego zaprzaństwa. Dalej, daje to też prawo do orzekania komu pochodzenie i przeszłe grzechy przestają ciążyć (sędzia Kryże, minister Jasiński etc), kto zaś nimi jest nadal skażony, zapewne wiekuiście. „Komu grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, komu zatrzymacie, są im zatrzymane”, panie prezesie?
Jarosław Kaczyński nie żartuje. On naprawdę uważa, że ma taką moralną władzę. I dlatego Jarosław Kaczyński jest taki groźny.